chu. Miała oczy zamknięte, a widziała go, gdziekolwiek się obrócił i słyszała każde jego słowo. Nagle rozjaśniło mu się w głowie.
Drgnął i wyszeptał:
— Lunatyczka!
Usłyszała go jednak Gabryela — odpowiedziała bowiem natychmiast:
— Nie wiem czy jestem lunatyczką, jak pan sądzisz. Ale zapadam czasem w sen dziwny, niepodobny w niczem do snu zwyczajnego.
Zbliżył się do niej Morlot:
— Musisz pani wiele cierpieć? — spytał głosem drżącym z niepokoju.
— Tak.... boli mnie szczególniej głowa.... bolą mnie zresztą i wszystkie członki.
— Czy nie mógłbym pani obudzić?
— Tego nie wiem....
Ujął ją za ramię, wstrząsając dość mocno. Krzyknęła przeraźliwie:
— Zostaw mnie pan w spokoju! Sprawiasz mi ból okropny! — błagała usilnie. — Zdawało mi się, że wyrywasz mi ramię ze stawów.
Jęknął głucho Morlot i upadł na krzesło najbliższe. Cierpiał i on niewypowiedzianie, widząc że nie może niczem przynieść ulgi śpiącej. Patrzał na nią ze łzami w oczach.
— Czy zapadasz pani często w sen podobny? — spytał po chwili.
— Niezbyt często.... Cztery, do pięciu razy.... o ile sobie przypominam.
— Jakże się pani przebudzasz?
— Tak samo nagle, jak i sen mnie ogarnia.... bez poprzedniego przygotowania.
Po tych słowach Gabryeli, milczeli oboje dość długo. Morlot był niesłychanie pomięszany i zaniepokojony. Dziwił go ten stan i przerażał jednocześnie. Było w tem wszystkiem coś niewytłum
aczonego i nieobjętego ludzkim rozumem, istny cud!....
Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/329
Ta strona została przepisana.