Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/332

Ta strona została przepisana.

— Ubrany w bluzę niebieską, a na głowie ma szary, filcowy kapelusz, z szeroką krysą. Wygląda na wieśniaka.
— Czy nie przybył do nas krewniak mojej żony, Blaisois? — pomyślał Morlot który zapowiedział nam swój przyjazd do Paryża, od dwóch miesięcy?
Gabryela mówiła dalej:
— Całuje mocno i głośno Melanję w oba policzki.... Ona jest mu rada, i zadowolona z jego odwiedzin.
— Czy słyszysz pani ich rozmowę?
— Nie.... Obcy człowiek wchodzi do salki jadalnej, i siada przy stole. Melanja stawia przed nim szklankę i butelkę wina, tudzież chleb napoczęty i talerz z wędliną. Aha!... nieznajomy dobywa coś z zanadrza.... trzos skórzany.... Wysypuje na stół jego zawartość.... Widzę monetę złotą i srebrną...
— Niema wątpliwości, że to Blaisois! — pomyślał Morlot oszołomiony. — To, na co patrzę i czego słucham, jest coraz bardziej zdumiewającem.
Radby był skoczyć czemprędzej do swego domu, aby przekonać się, czy Gabryela powiedziała mu prawdę.
— Nie.... nie.... szepnął — nie odstąpię biedaczki, póki się nie obudzi.
Spojrzał na zegarek. Wskazywał godzinę dziewiątą na wieczór. Zabłysła mu w głowie nowa myśl:
— Gdyby to było możebnem! — uderzył się w czoło, z wzrokiem rozpłomienionym. Przeszedł się po pokoju, potem stanął naprzeciw śpiącej.
— Czy nie mogłabyś pani odszukać w swoim śnie iście cudownym, nikczemnej zbrodniarki, która ci syna ukradła? — zapytał.
— Nie.... jej nie widzę wcale....
— A widziałaś pani przed chwilą moją żonę?....
— Widzę ją i teraz.... ale dlatego, bo znam jej mieszkanie, i myśl moja dosięga tych miejsc, w których obraca się Melanja.
— Gdyby więc żona moja była gdzieindziej, nie u siebie, nie mogłabyś jej pani widzieć?....
— Tego nie wiem na pewno....