— Dlaczegóż nie uczyniłaś pani tego, czegoś pragnęła?
— Nie pozwoliła mi na tę rozkosz prawdziwą, ich ochmistrzyni.
— Z jakiego powodu? — margrabina zmierzyła nauczycielkę spojrzeniem surowem i pełnem wyrzutu.
— Sądziłam.... myślałam pani margrabino, że.... — bełkotała nauczycielka okropnie zawstydzona i zmięszana, poczerwieniawszy jak piwonja.
— Postąpiłaś pani jak zwykle... bez taktu; przesadzając w gorliwości, zupełnie zbytecznej — rzekła margrabina tonem wyniosłym. Zwróciła się następnie do Gabryeli z miłym uśmiechem:
— Na co nie chciała pozwolić ochmistrzyni moich dzieci, do tego upoważniam ja panią — ich matka.
— Oh! pani.... jaka łaska! — szepnęła Gabryela głosem zdławionym przez łkanie. Upadła nazad na ławkę, — czując, że się pod nią nogi uginają.
— Geniu.... Lolu.... uściskajcie tę panią — margrabina wskazała dzieciom ręką wyciągniętą, biedną „Figurę woskową“.
Dzieci przystąpiły bez bojaźni. Otoczyła je ramionami Gabryela, cisnąc namiętnie do piersi, nie mogącej tchu złapać z nadmiaru radości. Ucałowała kilkakrotnie każde z osobna, posadziwszy je sobie na kolana. — Oh! w tej chwili czuła się zupełnie szczęśliwą biedna Gabryela. Można było przypuścić, spojrzawszy na jej czoło rozpromienione, i widząc jej oczy płomienne, że zapomniała nagle o wszystkich swoich cierpieniach, że zagoiły się od razu rany jej serca. W jej pocałunkach było upojenie, miłość bez granic, szał nieledwie... Czyż potrzebujemy dodawać, że o wiele namiętniej tuliła do piersi chłopczyka, niż dziewczynkę?....
Uśmiechała się błogo na ten widok margrabina. Nie zdziwiła jej wcale ta scena, niezwykle rozczulająca. Nie spytała się w duchu, co wprawia w taki zachwyt, i prawie w szał namiętny, tę młodą kobietę o twarzy kredowo-białej, którą dzieci przezwały „figurą woskową?“ Nie strzeliło jej do głowy, żadne przypuszczenie; nie podejrzywała niczego.
Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/343
Ta strona została przepisana.