Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/348

Ta strona została przepisana.

— Oto owa blada pani, całująca wczoraj tak namiętnie dzieci, a szczególniej Genia.
— Pożera ich i dziś pocałunkami.
— W tem jest coś nienaturalnego....
Rzeczywiście Gabryela, skoro ją spostrzegł chłopczyna, a wyrwawszy się ochmistrzyni, podążył ku niej wraz z młodszą siostrzyczką, ciągnąc za sobą Lolę siłą, mocą; wzięła oboje tak jak wczoraj na kolana, nie mogąc się dość napieścić z niemi, a szczególniej... z nim.
— To samo działo się wczoraj, w obecności pani margrabiny — wtrąciła pierwsza ochmistrzyni. — Nie mamy prawa zakazywać dzieciom tego, na co ona wczoraj pozwoliła.
— Tem bardziej, że dzieci są, o ile się zdaje, uszczęśliwione tą nową znajomością — dodała druga. — Genio rozprawiał wczoraj wieczorem, i dziś przez cały ranek, wyłącznie o „bladej pani“. On to napierał się gwałtem, żeby nie iść gdzie indziej, tylko do Tuillerjów.
— Pragnął widocznie zobaczyć ową „bladą panią“, którą jest tak zachwycony.
— Zapewne....
— Musi być jeszcze młodziusieńką. Ale jaka strasznie blada! Nie darmo dzieciaki przezwały biedaczkę „figurą woskową“. — Wygląda na istotę niespełna rozumu...
— To prawda.... Byle tylko nie zrobiła czego złego dzieciom?
— Niema obawy... Bardzo łagodna..... Jeżeliby nawet była choć trochę szaloną.... nie jest wcale niebezpieczną...
Zbliżyły się obie kobiety do ławki, na której siedziała Gabryela, trzymając dzieci na lonie.
— Jak się pani nazywasz? — spytał nagle chłopaczek.
Gabryela zadrżała do głębi, słysząc jego słodki głosik.
— Wiesz przecie mój aniołku... „Figura woskowa“.
Dzieciak potrząsnął główką:
— Nie... musisz mieć inne nazwisko.... Nazwano cię tak, boś biała naprawdę, jakby z wosku.
— Chcesz je koniecznie poznać mój maleńki?
— Koniecznie!