— Pojedziecie daleko, do zamku waszych rodziców, moje aniołki, a ja tu za wami będę bardzo tęskniła.
— Oh! powrócimy znowu — zapewnił chłopczyk z żywością. Pani Ludwiko, cieszysz się zatem z naszego widoku?
— Uszczęśliwia mnie wasza obecność, kochane dziateczki.
Chłopczyk namyślał się przez chwilę:
— Słuchajże szepnął — zanim zabiorą nas do zamku, będziemy tu przychodzili bardzo często. Musisz wiedzieć pani Ludwiko, że to ja uparłem się koniecznie, aby nas zaprowadzono tu, nie gdzieindziej.
— Ty, ty! mój skarbie najdroższy! — wykrzyknęła w słodkiem upojeniu Gabryela.
— Chciałem ciebie zobaczyć...
— Oh! dziecko moje najmilsze! Tak... od wczoraj myślę ciągle o tobie, pani Ludwiko. W nocy... we śnie, widziałem cię przed sobą tak wyraźnie, jak gdybym miał oczy otwarte. Stałaś przy mojem łóżeczku, patrzyłaś na mnie z tą słodyczą w oczach, jak teraz; brałaś mnie w ramiona i przyciskałaś do piersi. Obudziłem się nagle. Rozglądnąłem się po pokoju.... ciebie jednak już w nim nie zobaczyłem. Skorom usnął na nowo, znowu mnie ściskałaś i całowałaś. Mówię ci, że sprawiało mi to wielką radość. Gdym się w końcu przebudził rano na dobre, żałowałem, że nie usnę więcej, aż w nocy.
Drżała całem ciałem, biedna młoda kobieta; a z jej ócz spływały zwolna grube łzy. Chłopczyk wspiął się na palcach, przytknął usteczka do samego jej ucha, i rzekł cichuteńko!
— Kocham cię bardzo, pani Ludwiko!
Najmilsze te słówka, wpadły do serca Gabryeli, niby balsam najcudowniejszy:
— Oh! skarbie mój aniołku drogi! — wyszeptała głosem urywanym i zdławionem łkaniem spazmatycznem.
Jej drżące usta wpiły się w jasne czoło chłopaczka, a ramionami tuliła go namiętnie do łona.
— Czyś bogata, pani Ludwiko? — spytał po chwili.
Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/350
Ta strona została przepisana.