Umilkła. Tonąc wzrokiem w fotografji, zapadła w głęboką zadumę. Zdawała się zapominać zupełnie, że się znajduje w domu Morlotów i w ich towarzystwie.
Oni patrzyli na nią ze smutkiem, milcząc również, aby nie przerwać jej miłego zamyślenia. Upłynęło w ten sposób z dziesięć minut.
Drgnęła nagle Gabryela kurczowo, z cichym jękiem. Zamknęła oczy, usunęła się na fotel, głowa opadła na lewe ramię, fotografja wymknęła się z dłoni, i ramiona obwisły bezwładnie. Melanja krzyknęła, przerażona tym widokiem.
— Pst! — Morlot przytknął palec do ust — ona zasnęła....
Przysunął się do Gabryeli, a sprawdziwszy u niej taki sam stan jak poprzednio, podniósł fotografję z posadzki, i wrócił nazad do żony. Melanja spojrzała nań pytająco, przejęta najwyższym niepokojem.
— Nie trwóż się — rzekł z cicha. — Opowiadałem ci przecie ów sen Gabryeli przed sześciu tygodniami. Powinnabyś sobie przypomnieć szczegóły nadzwyczajne i prawie nie do uwierzenia!....
— Oh! przypominam sobie wszystko najdokładniej.
— Mówiłem ci wtedy, że Gabryela podpada lunatyzmowi, czy też snu magnetycznemu....
— Aha! zaczynam teraz pojmować....
— Widzisz, że zapadła w sen bez żadnego powodu....
— Rzeczywiście prawda!....
— A jednak jest to niezaprzeczenie sen magnetyczny.
— Może ty się mylisz mężusiu?
— Nie mylę się, bo wygląda zupełnie jak wtedy.... Przekonasz się, co to za sen cudowny!... Widzisz mnie pani? — spytał.
— Widzę — odpowiedziała natychmiast.
— Proszę mi powiedzieć, gdzie kładę lewą rękę?