— Na ramieniu pańskiej żony....
— Co trzymam w prawej dłoni?
— Fotografję małego Genia.
— Wszak kochasz pani bardzo tego chłopca?
— Całem sercem!
— Co odczuwasz pani dla niego?
— Najgorętszą miłość macierzyńską.
— Zdaje mi się, że rai się śni to wszystko! — szepnęła Melanja osłupiała.
— Strzeliło mi coś do głowy bąknął Morlot półgłosem.
— Cóż takiego?
— Zaraz zobaczysz.... Napadła mnie iście kobieca ciekawość. Chcę, żeby nam powiedziała Gabryela, co się dzieje w tej chwili w pałacu Coulange.
— Ktoby cię słyszał mężusiu, posądziłby po prostu o nagłe pomięszanie zmysłów.
— Przypuszczasz więc żoneczko, że mówię to li na żarty?
— Naturalnie... chcesz bowiem rzeczy niemożliwych.
— No! no! — przekonamy się o tem natychmiast.
— Co ja wciskam w pani dłoń? — stanął znowu tuż obok śpiącej.
— Fotografję dziecka.
— Chcesz się pani przenieść na ulicę Babilońską?
— Już tam jestem.
— Widzisz pani pałac margrabiów de Coulange?
— Widzę....
— Możesz wejść do środka?....
— Brama i drzwi pozamykane....
— Nie widzisz pani zatem, co się dzieje w pałacu?
Po chwili milczenia odpowiedziała śpiąca:
— Jestem tam i.... widzę....
— Kogoż pani widzi?
— Małego Genia.
— Co robi?....
— Leży rozebrany w łóżeczku i śpi....
Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/359
Ta strona została przepisana.