Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/386

Ta strona została przepisana.

Otworzono niebawem bramę. Staruszek odwrócił się wchodząc. Głową i ręką posłał serdeczne pozdrowienie naprzeciwko młodej i przystojnej kobietce. Stała na progu, w drzwiach otwartych, skromnie urządzonej, ale nadzwyczaj czyściutkiej mleczarni. Odpowiedziała tak samo przyjaźnie na jego ukłon, wołając na cały głos:
— Dzień dobry panie Pastour!... Proszę wstąpić do mnie.... Przygotuję panu tymczasem filiżankę doskonałej kawuńci.
— Zaraz... zaraz... stawię się na rozkazy kochanej pani — odpowiedział staruszek, niknąć w ramie, którą za nim zamknięto.
— Kim jest ten człowiek? — pomyślał Morlot. — Prawdopodobnie sługa margrabiów de Coulange. Gdyby mi się udało pociągnąć go trochę za język, i otrzymać od niego szczegóły, których potrzebuję?....
Wszedł i Morlot do mleczarni, przyjęty serdecznie przez miłą i grzeczną gosposię. Poprosił ją o stolik osobny, w drugim pokoiku. Z powodu zapewne rannej godziny, i w pierwszej salce było zaledwie dwóch konsumentów.
— Co pan rozkaże? czekolady? herbaty? kawy? czy mleka?... — spytała gosposia.
— Prosiłbym o taką samą doskonałą kawuncię; jaką pani obiecałaś przygotować dla owego staruszka, odwiedzającego pałac margrabiego de Coulange.
— Morlot odrzucił z uśmiechem.
— A! podsłuchałeś nas pan? — zaśmiała się i właścicielka mleczarni.
— Mimowolnie, łaskawa pani.... Ale proszę się nie spieszyć.... Mogę poczekać na tamtego pana....
— Niechże pan usiądzie przynajmniej....
— Zapewne.... Powiedzże mi pani z łaski swojej, kim jest ów staruszek, który zdaje się być z nią na stopie serdecznej zażyłości.
— Stary, doświadczony przyjaciel, jeszcze mego nieboszczyka męża. Gdym owdowiała przed kilku laty, on mi doradził otworzyć w tem miejscu mleczarnię.