— A więc, tak, jestem bez litości — odparła pani de Perny gwałtownie — i tym razem, przysięgam ci, musisz uledz mej woli.
Spojrzenie jej stało się tak straszne, że młoda kobieta uczuła krew ścinającą się w żyłach.
— Dziecko, dziecko! — szepnęła z obłąkaniem. — Ależ nie, to niemożliwe, wszystko to nieprawda..... To jakiś sen okropny, to przerażająca zmora!
Nie odpowiedziała jej brutalnie matka to nie sen, jesteś na jawie i twoja matka do ciebie przemawia. Powiedziałam ci, jakie są nasze żądania; od dzisiaj, staraj się, aby zachowanie twoje zgadzało się z naszymi zamiarami.
— Oh! oh! oh! — wyrwało się Matyldzie chrapliwie z gardła.
Pani de Perny nie spuszczała z niej swego nieubłaganego wzroku.
— Dziecko dziecko! — powtarzała młoda kobieta stłumionym głosem.
Sosthène zbliżył się do siostry.
— Tak jest — rzekł — dziecko, to ja zajmę się jego wynalezieniem. Zresztą dodał cynicznie nie jesteś zobowiązaną go kochać.
Margrabina go nie słyszała. Z głową pochyloną na piersi, ramionami zwieszonemi, otworzyła szeroko oczy, które utkwiła w podłodze, zdawała się być pozbawioną myśli i uczucia.
Pani de Perny powstała.
Chodźmy — rzekła do syna Matylda potrzebuje dłuższego namysłu.
Rzuciwszy ostatnie spojrzenie na swą ofiarę, wyszli z pokoju.
Upewniwszy się, że znajdują się sami w przedpokoju, Sosthène rzekł cicho do matki:
— Przeszłaś sama siebie, ale czy jesteś pewna, że Matylda nas nie zdradzi?
— Gdyby nawet miała co mówić, milczałaby z pewnością — odparła pani de Perny.
Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/40
Ta strona została przepisana.