— Tak sądzę; w każdym razie, póki margrabia będzie tutaj, nie będę się czuł pewnym.
— Dlatego powinniśmy go czemprędzej ztąd wyprawić. Nie wiem jeszcze, w jaki sposób zdołam go nakłonić do opuszczenia Paryża; ale pod jakimkolwiek pozorem, wyjechać musi. Czy twój przyjaciel Ernest Gendrou przyrzekł ci, że przyjdzie jutro?
— Tak jest.
— Może zajdzie potrzeba, ażebyś się z nim dziś jeszcze widział. Rozmówię się z margrabią, muszę uprzedzić o tem Matyldę. Przez ten czas będziesz na mnie czekał w swoim pokoju.
Rozeszli się w przeciwne strony. Pani de Perny skierowała się śmiało do apartamentu margrabiego. Nie widząc Firmina, ani żadnego innego służącego w przedpokoju, zapukała lekko do drzwi swego zięcia.
— Proszę, — dał się słyszeć słaby głos chorego.
Przybrawszy odpowiedni wyraz twarzy, weszła do pokoju margrabiego, ze spojrzeniem jasnem i wesołem.
— Ah! to pani? — margrabia zrobił wysilenie, ażeby powstać. — Pani obecność sprawia mi prawdziwą przyjemność.
— W tej chwili zrobiłeś pan wysiłek, ażeby powstać; dlaczego się męczyć, panie margrabio? Nie trudź się pan.
— Widzisz, siadam tutaj, w tym fotelu, blizko ciebie, ażebyśmy mogli łatwiej porozmawiać.
Margrabia podał jej wychudłą rękę, którą wzięła i chwilę w swojej zatrzymała.
— Jakże się pan czujesz dzisiaj? — zapytała głosem, pełnym współczucia.
— Ani lepiej, ani gorzej — odparł, potrząsając smutnie głową — zawsze to samo osłabienie, jakbym miał wszystkie członki pogruchotane....
Ah! ta choroba przewleka się w nieskończoność, szczególniej dla mojej drogiej Matyldy i innych osób, które mnie otaczają.
Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/41
Ta strona została przepisana.