Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/42

Ta strona została przepisana.

— Nie trzeba tracić odwagi, panie margrabio; odzyskasz zdrowie, i powinieneś tylko to mieć na myśli. Nie możesz nic zaniedbywać, musisz wszystko zrobić dla wyleczenia się z tej choroby. Tak jest, pójdziesz pan za radami doktorów, będziesz posłuszny tym, którzy cię kochają.
— Rozumiem panią, ten młody lekarz, który był tu rano, oświadczył jak inni, że zdrowie moje wymaga dłuższego pobytu na południu.
— Tak, panie margrabio.
— A więc, nie mam zamiaru go słuchać; wiem, że....
— Czekaj pan — przerwała żywo — nie powinieneś opierać się tym, którzy cię pragną uleczyć, nie masz już do tego prawa.
Margrabia spojrzał na nią ze zdziwieniem.
— Zaraz mnie pan zrozumiesz.
Przychodzę panu oznajmić szczęśliwą, bardzo szczęśliwą wiadomość.
Co pani chcesz powiedzieć?
— Panie margrabio, za kilka miesięcy córka moja zrobi cię ojcem.
Margrabia drgnął.
— Czy dobrze słyszałem? — zawołał — pani naprawdę powiedziałaś....
— Tak, panie margrabio, niedługo będziesz miał dziecko.
Blada twarz chorego ożywiła się; czoło jego rozjaśniło się, a niewypowiedziana radość błysnęła mu w oczach. Skierował do nieba spojrzenie, pełne wdzięczności; następnie, opierając obie ręce na piersi, rzekł:
— Moja matko, wstrząsnęłaś mną całym.... Serce mi bije, jak gdyby miało pęknąć. Ale to nie boleść, nie; zdaje mi się, że to początek powrotu do życia!... Mieć dziecko było zawsze naszem najgorętszem życzeniem; co za upojenie!
Dziecko może będzie to syn — ciągnął dalej jakby w zachwycie. — Mieć dziecko, ażeby je kochać, syna, który będzie miał piękność i cnoty swej matki, szlachetną dumę i wielkość swych przodków, czyż jakie inne szczęście na ziemi da się z tem porównać?