Zatrzymawszy się na chwilę, aby odetchnąć, dodał:
— Przed chwilą, Matylda była tu, przy mnie, czemu mi nie powiedziała o niczem?
— Młoda kobieta czuje się nieraz zakłopotaną wobec pewnych rzeczy — odparła pani de Perny bez namysłu — a powtóre obawiała się, ażeby zbyt silne wzruszenie.... Ale ponieważ nie powinniśmy byli ukrywać przed panem dłużej szczęścia, które cię spotyka, podjęłam się pana o tem uprzedzić. Zresztą dopiero wczoraj rozmawiając z moją córką, zrobiliśmy to szczęśliwe odkrycie.
— Tak, tak, rozumiem.... Kochana Matylda nie śmiała mi tego sama powiedzieć. Ah! pojmuję teraz, dlaczego, całując mnie, często mi powtarzała: „Nie umrzesz, nie chcę, ażebyś umierał, musisz żyć dla nas!....“ Dla nas! Myślała o dziecku. Moja najukochańsza! I mówiąc to, płakała.
— W tej chwili więcej niż kiedykolwiek, panie margrabio, powinieneś odczuć, że pański obowiązek nakazuje ci surowo zrobić wszystko, co możesz, dla twego zdrowia.
— Moja matko — odparł chory — jakaś dziwna jasność przenika mnie w tej chwili, masz słuszność, muszę przezwyciężyć wszystkie moje wstręty, ustąpię naleganiom przyjaciół — trzeba być posłusznym woli lekarzy.
Pani de Perny zdołała z trudnością pohamować swą radość, widząc jak bez żadnych prawie wysiłków z jej strony, przeszkody jedna po drugiej usuwają się z drogi.
— A więc tak — margrabia dalej ciągnął — opuszczę Paryż, choćby jutro, i udam się, gdzie mi rozkażą.
— Ah! panie margrabio, to postanowienie uszczęśliwi nas wszystkich!
— Jutro już wyszlę Firmin’a. Sądzę, że znajdzie on łatwo cały dom do wynajęcia, któryby nas wszystkich pomieścił.
— Chciałbyś pan zabrać ze sobą żonę?
— Ma się rozumieć, i panią również.
Pani de Perny potrząsnęła głową.
— Panie margrabio, nie zastanawiasz się nad stanem Matyldy i nad niebezpieczeństwem, któreby jej taka podróż.
Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/43
Ta strona została przepisana.