Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/45

Ta strona została przepisana.

znowu, jeżeli niezupełnie zdrów, to w każdym razie na drodze do uleczenia.
Po tych słowach, uradowana ze swego powodzenia, chciała się oddalić.
Ale w tej chwili, w drzwiach bocznych ukazała się Matylda.

VI.
Bez wyjścia.

Po odejściu matki i brata, margrabina pozostawała długo w zupełnem obezwładnieniu. Jakiś ciężar tamował jej oddech, gęsta mgła przysłoniła oczy, a w uszach szumiało. Nie miała świadomości swego istnienia, zdawało się, że wpadła w jakieś dziwne znieczulenie.
Powoli zaczęła odzyskiwać przytomność i zdołała zapanować nad swem wzruszeniem. Straszliwe słowa matki zabrzmiały jej w uszach i w sercu ponurym oddźwiękiem. Widząc przerażającą przepaść, w którą ją chciwość jej najbliższych strącała, wydała krzyk trwogi. Podniósłszy się z trudnością z siedzenia, wyciągnęła rozpaczliwie ręce przed siebie, jakby dla odepchnięcia jakiegoś groźnego widziadła.
— Ah! to okropne, okropne — jęknęła boleśnie, załamując ręce, aż zatrzeszczały w stawach.
Po krótkiem milczeniu mówiła dalej:
— Więc byłabym tak podłą!... Co! miałabym pozwolić na spełnienie tej zbrodni, gdy jedno moje słowo wystarczy, aby mu przeszkodzić! Żądają mego milczenia. O! nędzni!... Ależ milcząc staję się ich wspólniczką, zostaję, jak oni, zbrodniarką!.... Oh! serce mi pęka na tę myśl i wszystko we mnie się burzy!
Nie, nie — zawołała stanowczo, muszę się uwolnić z tej matni. Nie pozwolę, ażeby w moich oczach i z moją wiedzą dopuszczono się zbrodni!
Wybiegłszy z budoaru, rzuciła się szybko do pokoju swego męża, nie zastanawiając się nawet nad tem, co mu ma powiedzieć.