aby go wyprawić z Paryża. Teraz mu pilno wyjechać. Najdalej za trzy dni, pozbędziemy się go z Paryża.
— Nie może powrócić aż za pół roku.
— Nie wróci wcale. Przy tych słowach, pani de Perny wzruszyła znacząco ramionami.
— Prawdopodobnie przywiozą go w trumnie metalowej — dodał Sosthèn.
— Byłam jeszcze u niego, gdy wpadła tam Matylda.
— Doprawdy! — Miała zamiar zdradzić nas.
— A wtedy?....
— Na szczęście, nie dopuściłam jej do słowa. Przelękła się strasznych następstw, które byłaby wywołała niezawodnie, zaprzeczając memu twierdzeniu, i nie miała odwagi uczynić tego. Z jednej strony oskarżając nas, spowodowałaby najokropniejszy skandal; a z drugiej, mogła zadać mężowi cios śmiertelny podobnem odkryciem. Zamknęliśmy ją w kole, z którego nie ma wcale wyjścia.
— W takim razie wszystko idzie najpomyślniej.
— Nie koniec jeszcze na tem. Wspomniałam margrabiemu o twoim przyjacielu Gendron. Podobał mu się i niczego więcej nie pragnie, jak mieć go za towarzysza podróży, Trzeba więc, żebyś udał się do niego, i namówił na wyjazd z margrabią. Możesz mu wspomnieć o hojności chorego, zapewniając, że zostanie sowicie wynagrodzonym, za chwilowe dobrowolne wygnanie. Bezwiednie on bowiem nie powinien domyślać się niczego, Ernest Gendron może nam oddać nie jedną przysługę.
W kwadrans później Sosthèn wyjeżdżał z pałacu w powozie swego szwagra. Konie, ekwipaże jak i cała służba margrabiego, wszystko było zawsze na rozkazy tak pana, jak i pani de Perny.
Gdy wrócił wieczorem, rzekł do matki:
— Ernest przystaje na towarzyszenie margrabiemu. Nie dotykaliśmy wcale kwestji pieniężnej. Zamknął mi usta od razu, twierdząc, że o tem pomówimy później.
Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/49
Ta strona została przepisana.