Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/52

Ta strona została przepisana.

gnięty w całem ubraniu, z poduszką pod głową, Matylda poznała w nim swego brata. Sosten zapowiedział z góry szwagrowi, że spędzi z nim tę noc ostatnią, na co tenże przystał z łatwością, widząc w tem nowy dowód miłości i poświęcenia. I Sosten miał oczy zamknięte. Spał, a może tylko udawał.
Nagle uczuła Matylda, że traci resztki sił, które była zebrała na tę wyprawę. I tym razem jej wolę ubezwładniła trwoga. Stłumiła jęk wydobywający się gwałtem z jej piersi, i odeszła chwiejąc się na nogach.
Gdy znalazła się napowrót w swoim pokoju, upadła jak bryła gliny, na fotel najbliższy.
— Ah! jestem zgubiona! zgubiona! — wykrzyknęła rozpaczliwie, ściskając głowę w skroniach obydwiema rękami.
Wkrótce jednak zwyciężona i ubezwładniona zmęczeniem, i nadmiarem cierpienia moralnego, zasnęła biedaczka w fotelu, tak jak była ubrana. Był to sen ciężki, gorączkowy; pełen marzeń straszliwych.
Obudziła się nareszcie zlodowaciała, w stanie opłakanym; o wiele gorszym jeszcze, niż dnia poprzedniego. Słońce było już wysoko na niebie. Spojrzała na zegar, wskazywał ósmą godzinę. Przypomniała sobie, że mąż odjeżdża o jedenastej przed południem. Za trzy godziny rozłączą się... może na zawsze? Może go już nigdy nie zobaczy? Ani pomyślała zadzwonić na służącą. Sama przeczesała włosy rozburzone, i poprawiła cokolwiek na sobie suknię pomiętą. Tym ruchem rozgrzała krew zastygłą w żyłach. Uczuła się trochę silniejszą.
Czas mijał jednak z szybkością błyskawicy. Poszła do męża. Sosthen był tam i teraz, pracując z margrabią pospołu. Siedział przed biurem, założonem papierami; notując coś w osobnej książce: i sprawdzał jakieś rachunki.
Nie potrafiła nawet ukryć Matylda, jak jest jej przykrą obecność brata w chwili rozłączenia z mężem. Rzuciła się na szyję margrabiemu, obsypując gradem pocałunków, z rodzajem szału namiętnego. Oddalała się zapatrzona w niego, z niewymowną czułością, a za chwilę zaczynała całować go na nowo.