czworakach, i przyczołgała się aż do miejsca, gdzieśmy ją znaleźli. Na szczęście, miała jeszcze dość siły, aby ramię wyciągnąć i dać znać o sobie bolesnemi jękami.
Weszła w tej chwili Melanja, gotowa do wyjścia.
— Chodźmy! — zawołał Morlot. — Na rogu ulicy weźmiemy powóz na cztery osoby. Ale, ale! masz pieniądze przy sobie żoneczko?
— Wzięłam z biurka sto franków, na wszelki wypadek, drogi mężu.
— Doskonale. Dasz pieniądze Gabryeli, aby mogła wynagrodzić poczciwym ludziom za ich starania około niej.
W dwie godzin później, Gabryela była już w ramionach Melanji. Ściskały się niby dwie siostry. Ich radość była tak rozczulającą, że wszyscy obecni temu ich spotkaniu, mieli łzy w oczach. Nawet sam Morlot ocierał je nieznacznie, odwrócony do okna.
Dzięki starannemu pielęgnowaniu, Gabryela odzyskała wnet siły. Chciała opowiedzieć szczegółowo Morlotom, co z nią uczyniono.
— Nie trudź się kochana pani — przerwał jej ajent. — Jestem mniej więcej o wszystkiem powiadomiony, a reszty domyśliłem się sam. Gdy uczujesz się silną jak dawniej, posłucham cię z uwagą i przyjemnością; muszę bowiem dowiedzieć się dokładnie o tej nowej zbrodni. Chwilowo — dodał — jestem niesłychanie żądny obejrzeć z bliska ową opuszczoną ruderę, w której trzymano panią uwięzioną, i gdzie o mało nie zginęłaś z głodu.
— Jesteś sam kochany mężu wtrąciła z trwogą Melanja. — Mógłbyś i ty dostać się w sidła tych łotrów. Strzeź się błagam.
— Oh! tak, tak.... proszę i ja, nie idź tam panie Morlot! — rzekła Gabryela.