— Przekonałeś się pan o tem? — wtrącił staruszek.
— Wracam właśnie stamtąd szanowny panie, zwiedziwszy dom, od dołu do góry.
— A więc lokator wyniósł się niedawno?
— Sądzę, że zaledwie od dwóch.... trzech dni. Czyś go pan znał osobiście?
Staruszek potrząsł głową:
— Widziałem go z daleka kilka razy, ale nie wiem nawet jak się nazywa, a tem mniej, czem się zajmował. Żyjemy tu, na ustroniu, bardzo cichutko, nie troszcząc się i nie zajmując sąsiadami, którzy tak są oddaleni, że nie mogą nam w niczem zawadzać. Osobistość zamieszkująca ową ruderę, otaczała się zresztą nieprzeniknioną tajemnicą. Żył on samotnie; tylko w nocy zbierało się u niego częstokroć sporo ludzi, dość podejrzanych.... Oznajmiasz mi pan, że dom opustoszał. Wyznaję, żem temu rad i bardzo.... Powiem szczerze, że mnie mocno niepokoiło to sąsiedztwo. Widziałem nieraz snujących się tędy i podpatrujących ludzi, którym źle z oczów patrzało. Należeli oni zaś niezawodnie do gości conocnych, lokatora, zamieszkującego ruderę.
— Sądzę i ja szanowny panie, żeś miał wszelki powód do niepokoju.
— A! — odrzucił staruszek. I pan więc podzielasz en do tego moje zapatrywanie?
— Nie inaczej, przekonałem się bowiem, że dom służył za miejsce zborne szajce łotrów w najgorszym rodzaju.
— Przeczuwałem i ja coś podobnego; odsunąłem jednak to posądzenie, nie usprawiedliwione niczem dotąd. Czy pan chciałbyś dom ten wynająć?
— Ani mi się śni! — uśmiechnął się Morlot. — Radbym tylko dowiedzieć się do kogo należy, aby zapytać właściciela, jak się nazywa jego lokator, przemieniający wynajętą mu ruderę, w jaskinię złodziejską?
— Teraz rozumiem.... Pan jesteś ajentem policyjnym?
— Tak szanowny panie.... jednym z inspektorów.
— Otóż nie znam panie inspektorze tak samo właściciela domu, jak i jego lokatora; mogę jedynie wymienić na-
Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/529
Ta strona została przepisana.