Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/532

Ta strona została przepisana.

W tej samej chwili Sosten podniósł głowę, wodząc w koło wzrokiem dzikim i pełnym przerażenia.
— Nie podpada wątpliwości — rzekł Morlot w duchu — że sumienie jego jest czemś mocno obciążone. Lęka się widocznie, ale czego?
Ponieważ nie radby był ściągnąć na siebie uwagi Sostena, oddalił się od niego Morlot, zbliżając ku grupie rozmawiających. Pomiędzy innymi był tam i stary Firmin, kamerdyner margrabiego de Coulange i dwóch jeszcze służących margrabiostwa. Mówili o nieboszczce, rzecz naturalna.
— Jak to życie ludzkie, zawieszone na cienkim włosku! — dowodził Firmin. — Kiedy jej się najmniej spodziewamy, uderza w nas śmierć, niby piorun z jasnego nieba.
— Nawet nam się nie przyśniło — wtrącił drugi lokaj — że będziemy nosili żałobę w tym roku.
— I na wsi w Coulange — odezwał się trzeci — nie będzie tego lata liczniejszych zebrań.
— Ma się rozumieć — potwierdził Firmin. — Nie wyprawia się uczt wspaniałych podczas grubej żałoby po matce. Nasza jaśnie pani szczerze zmartwiona śmiercią pani de Perny, więcej niż się spodziewałem, po tem, co zaszło dawniej między niemi dwiema. Nie wiem zresztą o co jaśnie pani miała tak ciężki żal do matki, musiało to być jednak bardzo ważnem, skoro przestała zupełnie widywać nieboszczkę. Przywołała ją dopiero matka w ostatniej chwili, błagając o przebaczenie.
— Cóż zrobiła córka?
— Przebaczyła.... Czyż nie jest aniołem dobroci?
— Bądź co bądź, straszna taka śmierć, nieprawdaż panie Firmin?
— Matka naszej jaśnie pani, ani przeczuwała tak rychłego końca — rzekł drugi służący. — Widziałem ją na kilka godzin przed wypadnięciem przez okno. Rozmawiała ze mną, nawet dość wesoło.
— Prawda, żeś to ty Józefie zanosił jej pieniądze tego dnia — wtrącił Firmin.
— A tak.... jaśnie pan margrabia posełał jej przezemnie dwadzieścia tysięcy franków.