Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/535

Ta strona została przepisana.

— Wymawiając te słowa, wpatrywała się dziwnie jaśnie pani w hrabiego Eugenjusza. Było widocznem, że czuje się niezadowoloną z tego, iż jaśnie pan zabiera z sobą syna.
— „Skoro zostawiamy Lolę“ — odezwał się jaśnie pan — „nie mamy potrzeby czekać dłużej. Siadajmy“. — Mówiąc to, schwycił syna za rączkę. Dziecko aż skakało z radości. Jaśnie pani nagle pobladła.
— „Wierzaj mi Edwardzie“ — rzekła smutno — „zostawmy dzieci w domu“.
— „Dla czego? — zaprotestował żywo jaśnie pan. — Obiecałem Geniowi i zabieram go z sobą“.
— „Oh! tak tatusiu, tak, bierz mnie!“ — wykrzyknął chłopczyna.
— Jaśnie pani stanęła biała jak płótno, i sądziłem, że rozpłacze się na dobre.
— „Jeżeli nie zostaniesz Geniu z twoją siostrzyczką“ — odezwała się tym słodkim głosem, którym jedna sobie serca nas wszystkich — „sprawisz mi tem wielką przykrość“.
— Chłopczyna wysunął rączkę natychmiast z dłoni ojcowskiej ku matce, mówiąc z powagą dojrzałego mężczyzny.
— Nadto cię kocham i czczę mamo droga, abym mógł sprzeciwić się w czemkolwiek twojej woli. Zostanę z Lolą.
— Natychmiast rozjaśniło się czoło jaśnie pani, nadziemską radością. Pochyliła się, porwała chłopczyka w ramiona, obsypała go pocałunkami, powtarzając kilkakrotnie: — Oh! kocham cię synu! kocham!
— Dziecko załkało, szepcząc niewyraźnie: — Oh! mateczko moja!
— Rzeczywiście panie Firmin, scena była nader rozczulającą.
— Nieprawdaż kochany panie? — wtrącił stary sługa. — Pierwszy raz wobec całej służby, jaśnie pani, obeszła się z synem tak serdecznie.
Ogród napełniał się zwolna zaproszonymi. Na ulicy zebrał się prócz tego tłum ciekawych. Nie było już Sostena pod drzewem, gdzie go widział Morlot przed chwilą. Daremnie szukał go, wodząc wzrokiem dokoła. Zniknął w tłumie.