Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/54

Ta strona została przepisana.

Staruszek otarł nieznacznie łzy cisnące mu się do oczu.
— Będziesz go pielęgnował najstaranniej, mój poczciwcze; nie opuścisz ani na chwilę; czy mi to przyrzekasz?
— Przysięgam pani margrabino, że będę pilnował pana margrabiego, jak oka w głowie.
— I jeszcze jedno...
— Jestem cały na rozkazy pani margrabiny — dodał starzec z niskim ukłonem, widząc, że Matylda waha się i namyśla, czy ma mówić dalej.
— Chciałabym cię o coś prosić...
— Pani margrabina wie doskonale, że jestem jej tak samo oddany na usługi, jak i jaśnie panu.
— A więc!... pisz do mnie kiedy-niekiedy, mówiąc długo i szeroko o moim mężu. Zechcą może ukryć przedemną niektóre szczegóły tyczące się jego; wiem zaś, że ty mój poczciwcze doniesiesz mi zawsze szczerą prawdę.
— Spełnię najdokładniej rozkaz pani margrabiny.
— Dziękuję ci, dziękuję serdecznie kochany Firminie.
Nadeszła straszna godzina rozłączenia. Młoda kobieta odprowadziła męża aż na dół do powozu, który miał go zawieść na dworzec kolei. Tu uściskali się małżonkowie po raz ostatni. Gdy powóz wytoczył się zwolna za bramę pałacową, stała jak wryta, w tem samem miejscu, łowiąc uchem turkot kół po bruku, póki nie ucichł zupełnie.
Nie słyszała wcale kilkakrotnego wołania matki, która została na pierwszem piętrze w sieni.
— Naprawdę jesteś wielce nierozważną moja córko — rzekła surowo pani de Perny, schodząc na dół ze schodów. Czyż nie czujesz, że stoisz przed bramą po kostki w śniegu topniejącym?
Margrabina pobiegła szybko na górę, nie odpowiadając matce ani słowa; zamknęła się na klucz w swoim pokoju.
Tu nakoniec, zdała od spojrzeń niedyskretnych, mogła wybuchnąć z całym żalem i wypłakać się do woli.
— Ah! — zawołała z rękami załamanemi — są więc zadowoleni! Plan im się powiódł.... wyprawili go z Paryża!... Nie masz go tu, aby mi dodawał odwagi; aby mną się opie-