Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/550

Ta strona została przepisana.

Odezwał się dzwon po raz trzeci. Melanja pospieszyła ucałować męża po raz ostatni, przed odejściem pociągu.
— A mnie nie uściskasz na odjezdnem, panie Morlot? — spytała z słodkim uśmiechem Gabryela.
— Oh! z całego serca! — wykrzyknął. — Jeżeli mi tylko wolno to uczynić?
Podała mu swoją bladą twarzyczkę. Konduktor zamknął drzwiczki. Pociąg ruszył.
— Do zobaczenia, jak najprędzej! — zawołała Melanja.
— Wkrótce! wkrótce! — zapewnił Morlot — przybędę i ja do was.
Widział jeszcze przez chwilę poruszające się w oknie wagonu, ręce żony i Gabryeli, nareszcie pociąg zniknął mu z oczu.
— Wszystko idzie wyśmienicie — pomyślał ajent. — Ho! ho! przygotowuję wszystkim nie lada niespodziankę!
Opuścił dworzec, wstąpił do najbliższej trafiki, po cygara, zapalił jedno z nich i puścił się krokiem wolnym wzdłuż bulwaru strasburskiego. O kwadrans na drugą, znalazł się w małej kawiarni na przeciw Pałacu sprawiedliwości. Rzuciwszy okiem na prawo i lewo, zbliżył się do stolika pod oknem, w pierwszej salce. Usiadł przy dwóch kolegach, znacznie młodszych od niego i uściskał im dłonie serdecznie, a zastawszy ich przy piwie, kazał podać i sobie kufelek. Nazywali się oni Mouillon i Jardel. Chociaż niedawno byli w policji, licząc zaledwie po dwadzieścia cztery lat, Morlot potrafił ocenić ich zdolności, dobre chęci i uczciwość nieposzlakowaną. Odznaczał ich też niezwykłem zaufaniem, powierzając sprawy najbardziej drażliwe i zawikłane.
— Bardzo to chwalebnie z waszej strony, kochani koledzy — przemówił — żeście stawili się na schadzkę w miejscu umówionem, punktualnie, na minutę.
— Czyż moglibyśmy kazać ci czekać, panie Morlot? — zawołali.
— Dowodzi mi wasz pośpiech, że spełniacie chętnie dane wam przezemnie polecenia, co?
— Ma się rozumieć! — rzekł Mouillon z zapałem. — Będziesz z nas zadowolony panie Morlot.