— Sądzę, że nie wyprowadzi się aż tak daleko — roześmiał się Morlot. — Musisz jednak czuwać nad nim, jak matka najtroskliwsza, nad swojem niemowlęciem; dzień i noc. Będziesz jadł wtedy, kiedy on; odpoczniesz, gdy on uśnie.... Teraz rozważcie dobrze każde moje słowo. Działajcie spokojnie, roztropnie, i bez zbytniego pośpiechu, choćby wam się zdawało, żeście porobili nader ważne odkrycia. Nie źle to jest przychwycić dwóch.... trzech łotrów; lepiej jednak zabrać od razu, i wytępić całą bandę, aby nie został ani jeden zbój z niej na nasienie. Patrzcie, słuchajcie, zapisując skrzętnie każdy szczegół. Daję wam na to tydzień czasu. Ostatecznie zaś czekajcie na mój powrót z rozpoczęciem kampanji.
— Licz panie Morlot, na moją gorliwość — odezwał się Mouillon.
— Nie zawiedziesz się pan i na mnie — zawołał Jardel.
— Cieszę się z tego, moi przyjaciele. A więc.... do dzieła!
Nazajutrz po ich przyjeździe do zamku Coulange, usiedli rano, po śniadaniu, margrabia z żoną na terasie, stanowiącej letni salon. Patrzyli z góry na dzieci, grające w obręcze na trawniku, pod bacznem okiem jednej z ochmistrzyń. Matylda trzymała w prawej ręce książkę otwartą, nie czytając jej wcale. Była mocno zadumaną. Myśli jej nie musiały być zbyt wesołe, wyglądała bowiem blado, i była czemś bardzo przygnębioną. Mąż spozierał na nią kiedy niekiedy wzrokiem pełnym czułej troskliwości.
Tak, biedna Matylda była znękaną i zbolałą. Myślała bez ustanku, o owym ajencie policyjnym, nazywającym się Morlot; a każde słowo wypowiedziane przezeń, wyryło się głęboko w jej pamięai.
Sądziła zrazu biedaczka że ajent pragnie sprzedać jej drogo swoje milczenie. Przypominając sobie jednak wyraz jego twarzy, tak poczciwy i sympatyczny; jego postawę pełną uszanowania; wzrok jasny, jakim patrzał jej prosto w oczy, spo-