Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/561

Ta strona została przepisana.

— Wdzięczni jesteśmy nieskończenie, i za tę chwilkę nam udzieloną. Umiemy ocenić tem wyżej, poświęcenie pańskie, żeś odkradł tych dwa dni, z pobytu z siostrą ukochaną, hrabiną de Valcourt — rzekła serdecznie Matylda.
— Spędzę zapewne jeszcze cztery lata na morzu, pani margrabino. Ale gdy znowu wrócę do Francji, przyrzekam solennie zaprosić się do was na cały miesiąc.
— Trzymamy za słowo pana hrabiego; a gdybyś zapomiał o danej nam obietnicy, upomnimy się o nią niezawodnie.
Podano śniadanie, i wszyscy przeszli do sali jadalnej. Po śniadaniu, rozmawiano z wielkiem ożywieniem, ze dwie godziny, wróciwszy nazad na terasę. Genio zaprzyjaźnił się odrazu z marynarzem, usadowiwszy się bez ceremonji na kolanach.
— Nadto się naprzykrzasz synu panu hrabiemu — zauważyła po chwili Matylda.
Posłuszny chłopczyna chciał zsunąć się natychmiast na posadzkę marmurową. Zatrzymał go jednak Sisterne w ramionach.
— Oh! nie trudzi mnie wcale wasz luby synek — zaprotestował żywo kapitan. — Musi przecież zapoznać się bliżej, z najlepszym przyjacielem swego ojca. Nie potrafię wyrazić słowami, jak mnie raduje, żem potrafił pozyskać Genia przyjaźń i sypatją. Nie odstraszyła go widocznie szorstkość w obejściu, takiego jak ja wilka morskiego. Gdy powrócę, ręczę, że mnie pozna twój synek Edwardzie.
— Poznam z pewnością — rzekł chłopaczek rezolutnie — bo będę ciągle myślał o panu kapitanie.
Uściskał go Sistern serdecznie:
— Cóż to za rozkoszne dziecko! — wykrzyknął z zapałem.
Margrabia uśmiechał się z zadowoleniem. Matylda była mocno zadumana.
— I ja nie zapomnę o tobie, mój maleńki — przemówił kapitan głosem lekko drżącym. — Na dowód tego przywiozę ci coś na pamiątkę. Ile razy stojąc z lunetą na pokładzie okrętu, zwrócę oczy w stronę Francji, zamajaczy mi