Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/562

Ta strona została przepisana.

w oddali twój śliczny buziak różowy i spojrzenie pełne inteligencji. Będziesz chłopcze kochany mojem najmilszem wspomnieniem, wywiezionem z kraju rodzinnego.
W chwilę później, zaproponował margrabia dłuższą przechadzkę przed objadem.
— Z przyjemnością — rzekł kapitan.
— Czy mogę i ja pójść z panami? — spytał Genio.
— Naturalnie, że zabierzemy i ciebie — odpowiedział margrabia.
Dzieciak uszczęśliwiony. poleciał pędem, krzycząc z daleka:
— Mój kapelusz! mój kapelusz!
— A ty żoneczko, zechcesz nam towarzyszyć? — spytał czule mąż.
— Czuję się dziś dziwnie osłabioną — uśmiechnęła się słodko. — Zresztą dodała z żartobliwym naciskiem — macie z pewnością na ustach moi panowie, nie jedno poufne zwierzenie. Nie będę wam zatem przeszkadzała w rozmowie. Zostawiam panom zupełną swobodę. Za to wieczorem, po objedzie, zabiorę wyłącznie dla siebie pana kapitana, jako wynagrodzenie za utracone godziny popołudniowe. Czy mamy wziąć z sobą i Lolę?
— Nadto męcząca przechadzka, na jej drobne nóżki. Sądzę, iż lepiej będzie zostawić ją w domu.
— Trzymaj-że sobie twoją córkę! — zawołał margrabia wesoło.
Genio powrócił już niosąc pod pachą kapelusik słomkowy. Zbliżył się do Matyldy, całując w obie ręce na pożegnanie.
W kwadrans później, szli pod ramię dwaj przyjaciele, jedną z najpiękniejszych zamkowych aleji, krokiem wolnym, rozmawiając o rozmaitych przygodach, z ich latek młodocianych. Genio w susach i podskokach, jak młody źrebiec, biegł ciągle przodem, zbierając po drodze polne kwiaty, na bukiet dla Matyldy, a szczególniej ulubioną przez nią wonną konwalję. Co chwila wydawał chłopczyna okrzyk radosny, widząc jak wiązanka rośnie mu w oczach.