Doszli w ten sposób do końca alei. Przed nimi była furtka w murze, otaczającym park. Margrabia chciał skręcić na prawo, gdy tymczasem Sisterne stanął, patrząc na furtkę.
— Dokądże ona prowadzi? — spytał.
— Nad rzekę — odpowiedział Edward.
— Ejże!
— Moglibyśmy zresztą puścić się brzegiem Marny — zauważył margrabia. — Mało tam cienia, co prawda, ale za to będziesz miał przed oczyma, przepyszne widoki.
— Poczułem zaraz wodę w bliskości — zażartował marynarz.
— Ba! czemże dla ciebie słodka woda Oktawie!
— Zapewne.... ale bądź jak bądź, woda rzeczna łączy się w końcu z jakiemś morzem.
Wyszli z parku. Sisterne skamieniał z podziwu, patrząc na czarującą panoramę, roztaczające się w koło nich. U jego stóp toczyła szybko falę za falą Marna. Połyskiwała to złotem, to purpurą, w ukośnych promieniach i blaskach słońca zachodzącego. Tworzyły one na jej powierzchni niby łuskę świetlaną. Na drugim brzegu, wśród łąk bujnych, przetykanych kwieciem różnobarwnem, pasło się bydło, krowy i woły. W dali strzelała z pomiędzy drzew w niebo, wysmukła wieża wiejskiego kościółka, z krzyżem pozłacanym; i migały gdzieniegdzie czerwone dachy, domostw porządnych, otoczonych wieńcem drzew owocowych, w pełnem kwiecie. W perspektywie, jak wzrokiem zasięgnął, ciągnęły się pasmem pagórki wyższe i niższe, okryte wysokopiennemi lasami; na które rzucały obecnie plamy świetlane, blaski słońca zachodzącego.
— Cudowny widok! Co za malowniczy krajobraz! — zawołał Sisterne z zachwytem.
— Nieprawdaż? — rzekł margrabia.
— Czem szczególniej odznacza się ta okolica, to, że co krok zmieniają się widoki, a każdy z nich ma w sobie jakiś wdzięk odmienny.
— Znam mniej więcej kochany Edwardzie całą kulę ziemską, a jednak powtarzam z dumą, że żaden kraj nie jest piękniejszym od Francji!
Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/563
Ta strona została przepisana.