Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/566

Ta strona została przepisana.

rujecie się panie ku zamkowi w Coulange, chciejcie wejść do parku, a będziecie tam zawsze przyjęte najgościnniej.
Melanja wymówiła z cicha i nie bardzo zrozumiale, kilka słów podziękowania, z ukłonem pełnym uszanowania.
Po obsypaniu chłopczyka pocałunkami, podniosła się wreszcie z kolan Gabryela. Uniesiona nadziemską radością, zapomniała zupełnie, że znajduje się wobec margrabiego de Coulange.
Zrozumiała, że powinna przynajmniej pozdrowić go, i wytłumaczyć się kilku grzecznemi słowami. Otarła więc szybko łzy płynące po twarzy, i postąpiła ku margrabiemu i jego przyjacielowi.
Odkąd stanęła na nogi młoda kobieta, obrócona doń całą twarzą, Sisterne wlepił w nią wzrok, w którym czytało się zdumienie i prawie bolesne przerażenie.
Gdy podeszła doń blisko, skrzyżowały się ich oczy, w spojrzeniu błyskawicznem. Gabryela stanęła jak wryta, jakby nagle skamieniała. I Sisterne wyglądał dziwnie pomieszany. Nie poznał jednak Gabryeli. Tylko wzrok tej bladej kobiety, przypomniał mu kogoś innego, i spojrzenie dwojga źrenic, które widział wiecznie przed sobą. Przeszyła mu niem serce, niby grotem; budząc wspomnienia najboleśniejsze.
Spiorunowany i ubezwładniony tak samo wobec młodej i bladej jak widmo kobiety, kapitan pożerał ją wzrokiem. Czekał może na powtórne spojrzenie z jej strony? Gabryela jednak nie podniosła więcej oczów na niego.
Upłynęła w ten sposób chwila przelotna która wydała się niemniej wiekiem biednej Gabryeli, tyle jej sprawiła przykrości niewysłowionej. Ciężył na niej kamieniem, wzrok rozpłomieniony i badawczy kapitana; czuła go na sobie, pomimo, że oczy wlepiła w ziemię. Wreszcie zapanowała nad swoją słabością, i okropnem pomięszaniem. Nie przemówiwszy ani słowa, skłoniła się tylko głęboko przed margrabią i jego towarzyszem. Porwała następnie ruchem gorączkowym pod ramię panią Morlot, szepcząc głosem zdławionym:
— Wracajmy czemprędzej do domu!
Pociągnęła szybko Melanję w stronę przeciwną.