Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/576

Ta strona została przepisana.

Nadto mnie jednak kochała biedaczka, aby nie miała upaść w końcu i uczynić zadość moim prośbom. Wierzyła zresztą święcie mojej obietnicy, ożenienia się z nią, skoro pozwolą mi na to okoliczności. Ufając mi bezgranicznie, uległa w końcu....
— Jakto? — zawołał margrabia zdumiony. — Obiecywałeś nawet poślubić ją?
— Nie inaczej....
— Oh! to było źle.... źle bardzo!
— Sam to przyznaję drogi Edwardzie; było to niegodziwością z mojej strony. Po dokonanem uwiedzeniu moje nieszczęśliwej ofiary, powtórzyłem uroczystą obietnicę, nazwania jej wkrótce moją żoną. Tym razem byłem szczery; przekonawszy się o anielskiej czystości jej myśli i uczuć. Zrozumiałem, jakie skarby nieprzebrane, znajdują się w sercu Gabryeli, i postanowiłem naprawdę zaprowadzić ją przed ślubny ołtarz.
— Czyś powiedział jej wtedy przynajmniej, że jesteś właściwie hrabią de Sisterne?
— Bynajmniej.
— Dlaczego?
— Aby nie rumienić się przed ukochaną, za moje poprzednie kłamstwo. Sądziłaby, że i teraz oszukuję tylko biedaczkę, obiecując ożenić się z nią.
— Licha wymówka, pozwól sobie powiedzieć kochany Oktawie.
— Chciałem zresztą patrzeć z radością w chwili stanowczej, na jej przyjemne zdziwienie, gdy dowie się całej prawdy. Wszystko jednak skończyło się najfatalniej. Wkrótce przekonasz się sam o tem. Nie wyobrazisz sobie Edwardzie, ile było szlachetności, ile wzniosłych uczuć w duszy tej czarującej istoty! Co za delikatność wrodzona! Mogła zaledwie wyżyć z ciężkiej pracy, mieszkała w nędznej izbie, na poddaszu. Chciałem nająć jej stosowniejsze mieszkanie, i ładnie umeblować. Pragnąłem obsypać ją podarunkami; sukniami, klejnotami i zaopatrzyć w pieniądze. Nie przyjęła niczego! — „Nie — powtarzała, z rozrzewniającą stanowczością. — Chcę