Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/583

Ta strona została przepisana.

znalazłszy się po drugiej stronie rzeki, blisko domu, w którym mieszkały, zwolniły kroku. Zatrzymała się po chwili Gabryela, ocierając czoło zlane potem.
— Jesteś okropnie znużoną, droga Ello — przemówiła pani Morlot. — Bo i pocośmy tak goniły? Zaledwie mogłam ci nastarczyć. Usiądźmy, ot tu, na trawie, nad brzegiem Marny. Pójdziemy dalej, gdy trochę odpoczniesz.
— I owszem — odpowiedziała Gabryela. — Nie mogę utrzymać się prawie na nogach.
Usiadły naprzeciw frontu zamku Coulange, który odbijał prześlicznie białemi ścianami, od ciemnej drzew zieleni, w głębi.
— Co za czarujący widok! — wykrzyknęła Melanja w zachwycie.
— Wszak podzielasz moje zdanie Ello kochana?
— Rzeczywiście — szepnęła zapytana mimochodem, jakby nieświadoma, o co idzie właściwie. Tonęła cała w głębokiej zadumie. Wzrokiem rozmarzonym, błądziła po parku w Coulange, czy nie ujrzy raz jeszcze dwóch mężczyzn i Genia z nimi, bodaj z daleka. Westchnęła ciężko, nie widząc nigdzie nikogo.
— Musieli wrócić do zamku — wtrąciła Melanja, odgadując tajemne pragnienie towarzyszki.
— Prawdopodobnie....
Traf jednak, przyznaj Ello, usłużył nam doskonale. Przeszedłszy daremnie trzy razy po pod bramę zamkową, przyszło nam, a właściwie tobie, niby natchnienie z góry, przechadzać się dalej nad brzegiem rzeki. Powiedziałaś mi wychodząc z Miéran.
— „Gdybym Genia mogła zobaczyć bodaj z daleka!“ — Tymczasem trzymałaś go w ramionach, a i on rzucił ci się na szyję, pieszcząc i całując bez końca i miary.
— Byłam też niewypowiedzianie szczęśliwą, droga Melanjo.
— Poznał cię od razu, a jak się tobą ucieszył!
— Oh! Skarb mój najdroższy.... Poznał mnie, choć nie mógł się spodziewać, że zobaczy nas na wsi u siebie.