— Słyszałaś jego okrzyk radosny? Z jakim to impetem, biegł chłopczyna w twoje objęcia!
— Miałam zaledwie dość czasu, aby otworzyć mu ramiona. Rozmawiałaś Meluniu z panem margrabią. Cóż on ci powiedział?
— Oh! był nader łaskawym i pełnym jak zawsze uprzejmości. Zdziwił się zrazu, spotykając ciebie w Coulange. Pospieszyłam wytłumaczyć mu rzecz całą.
— I był zadowolony z twego wyjaśnienia?
— Najzupełniej.
— Nie zabroni mi widywać Genia?
— Cóż znowu! Mój Boże, margrabia de Coulange taki wielki magnat! Czemże ja jestem uboga kobieta wobec niego?
— A chcesz wiedzieć Ello co on myśli o tem? Nietylko nie ma nic przeciw temu, żebyś popieściła jego syna kiedy niekiedy, ale co więcej, zaprosił nas obie najgrzeczniej, abyśmy wstąpiły do parku na przyszły raz, obiecując nam serdeczne przyjęcie.
— Możesz to być Meluniu?
— Czyżbym kłamała Ello przed tobą?
— Ah! i on jest więc taksamo dobry i szlachetny, jak jego żona!
— Gdybyś była zostawiła margrabiemu chwilkę czasu kochana Ello, ręczę, że byłby powtórzył i tobie, swoje uprzejme zaproszenie.
Gabryela spuściła smutno głowę i.... milczała.
— Pozwolisz mi być szczerą Ello.
— Ależ mów tylko śmiało Meluniu.
— Nie pojmuję dlaczegoś tak uciekała, jakby kto chciał gonić za nami?
— Zapewne, nie możesz zrozumieć tego, moja droga.
— Mogło to wydać się dziwnem panu margrabiemu.
— Czyż nie ogłoszono mnie już od dawna za dziwaczkę? — odpowiedziała Gabryela, siląc się na uśmiech blady i smętny.
— Sądziłam, że wypuściwszy z objęć Genia, idziesz ku margrabiemu, aby wytłumaczyć się przed nim bodaj w kilku słowach.
Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/584
Ta strona została przepisana.