— Pragnęłam podziękować mu całem sercem, że nie przywołał syna do siebie, gdy ten rzucił mi się na szyję.
— I zamiast uskutecznić ten zamiar, stanęłaś w miejscu jak wryta, i uciekłaś nie przemówiwszy ani słówka.
— Prawda....
— Na twojej zaś twarzy, malowało się zdumienie, przestrach i niezadowolenie.
— Nie Meluniu. Byłam tylko skamieniałą ze zdziwienia, i przerażona w stopniu najwyższym.
Spojrzała na nią Melanja osłupiała:
— I to margrabia?.... — spytała.
Gabryela potrząsła głową, nie dając jej dokończyć.
— Stał obok niego drugi mężczyzna — szepnęła.
— Ktoś znajomy.... zaprzyjaźniony zapewne z panem margrabią. Uderzyła mnie jego mina wielko-pańska i ułożenie nader dystyngowane. Musi być bogaty, i z tej samej sfery, co margrabia. W dziurce u niego, dostrzegłam rozetkę oficerską, od krzyża „Legji“. Ten więc nieznajomy tak cię przestraszył droga Elunju?
— Nie inaczej....
— I z jakiego powodu?
— Poznałam go natychmiast....
— Ejże! No, to tłumaczy zupełnie twój przestrach i zdziwienie.
— Uważałaś Meluniu, jak mi się przypatrywał?
— Rzeczywiście.... Wlepił w ciebie wzrok mocno zaciekawiony....
— Nie dostrzegłaś w jego oczach Melanjo niczego więcej, prócz ciekawości?
— Niczego.... zupełnie niczego.
— Chwała Bogu! Mogę więc być pewną, że on mnie nie poznał. Ten towarzysz pana de Coulange, dowiedz się Meluniu, to Oktaw Longuet.... ojciec mego dziecięcia.
Melanja aż podskoczyła.
— Może złudziło cię Ello nadzwyczajne podobieństwo? To się trafia czasem.
Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/585
Ta strona została przepisana.