Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/592

Ta strona została przepisana.

Morlot skoro próg przestąpił, skłonił się nisko Matyldzie. I margrabina skinęła mu grzecznie głową, w milczeniu. Julka stała we drzwiach, w oczekiwaniu na dalsze rozkazy swojej pani.
— Dziś nie przyjmę nikogo więcej — przemówiła margrabina. — Odejdź. Zadzwonię, gdybym ciebie potrzebowała.
Pokojowa cofnęła się od progu. Spostrzegł Morlot, że nie zamknęła drzwi zupełnie, tak jednych jak i drugich.
— Ejże! — pomyślał. — Czy nie chce sobie ułatwić podsłuchania naszej rozmowy?
Poszedł sam, pozamykał drzwi szczelnie, zapuszczając ciężkie, gobelinowe portjery.
Przystąpiła bliżej margrabina.
— Boisz się pan, żeby nas nie podsłuchiwano? — rzekła z cicha.
— Rzeczywiście obawiam się tego pani margrabino. Nie powinno słyszeć naszej rozmowy, żadne ucho niedyskretne.
— Coś zatem nader ważnego?
— Niesłychanie ważnego, pani margrabino.
— Sądzę jednak, że okażesz się pan taksamo względnym i szlachetnym, jakim byłeś przed tygodniem.
— Postaram się pani margrabino, wykonywując ściśle moją powinność, dowieść jednocześnie mego dla niej najwyższego poważania i ofiarności.
— Poczciwe słowa pańskie dodają mi otuchy. Czuję się o wiele spokojniejszą. Usiądź pan w fotelu naprzeciw mnie, w okna framudze. Stąd nikt nas z pewnością nie podsłucha.
Uśmiech blady i smętny, zjawił się przelotnie na ustach Matyldy.
— Jestem podejrzliwy i niedowierzający nikomu, pani margrabino. Stanowi to jeden z przymiotów niezbędnych dla mnie. Wymaga tego koniecznie mój zawód ajenta policyjnego. Proszę więc o łaskawe odpowiedzi na kilka pytań, które nie mają żadnego związku z celem głównym moich odwidzin w zamku Coulange. Julka jest od ośmiu miesięcy pokojową pani margrabiny.... Czy miała dobre i wiarogodne zaświadczenia?