czyła liczyć się odtąd z mojemi słowami, i żeby nie dowierzała zbytecznie swojej pokojowej.
— Nie zapomnę o pańskiej przestrodze. Pytam się jednak, na co by mój brat?....
— Może on łatwo potrzebować szpiega przy boku pani margrabiny, który by mu donosił o wszystkiem, co się w domu dzieje.
— Oh! byłoby to czemś ohydnem!
— Zapewne.... wiemy jednak oboje, do czego jest zdolnym pan Sosten de Perny.
Westchnęła ciężko młoda kobieta, a z ócz jej trysnęły łzy.
— Oh! panie Morlot! — szepnęła błagalnie — nie bądź dla mnie zbyt okrutnym!
Po chwili milczenia, Morlot przemówił na nowo:
— Racz wierzyć w tę prawdę pani margrabino, że nie bez powodu, i z wielką przykrością, wspominam o jej bracie. Jestem niestety zmuszonym do tego. Słysząc ze wszech stron, ile czynisz pani dobrego w koło siebie, oceniając według tych wieści, jej serce wzniosłe i szlachetne; pojmuję, ile cierpisz, mając w rodzonym bracie, człowieka niegodnego was, pod każdym względem. Nader mi bolesno, że muszę rozkrwawić na nowo, zaledwie zabliźnione rany w duszy pani margrabiny.
— Wszak zdajesz pan sobie sprawę z mojego fatalnego położenia, dziś, jak i tydzień temu, w pokoju mojej matki? Niestety w niczem ono się nie zmieniło. Widzisz mnie pan przed sobą, pokorną i drżącą. Tak, cierpię męki niewysłowione panie Morlot, od owej chwili, w której wpadłeś na trop zbrodni popełnionej w pawilonie, przy ulicy Ternes. Spędzam noce bezsenne, trapiona strasznemi zmorami, skoro zdrzemnę się bodaj na chwilę. Przemawiałeś pan jednak z dobrocią, odgadując instynktowo moją trwogę śmiertelną. Uspokajałeś obietnicą.