Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/596

Ta strona została przepisana.

cześć mego męża. i zachować dla naszych dzieci imię niczem nie splamione!
Mówiła dalej coraz żywiej:
— Jeżeliś mi panie Morlot powiedział prawdę przed tygodniem, jesteś przyjacielem domu margrabiów de Coulange.
— Nie inaczej. Mogę zapewnić uroczyście panią margrabinę, że ty jedynie, nie przeczuwając tego zupełnie, zasłaniałaś przedemną aż do dnia dzisiejszego, pana de Perny, a raczej przed karą, zawieszoną nad jego głową. Gdyby nie miał takiej siostry służącej mu za tarczę, siedział by od dawna w więzieniu.
— Czyż więc straciłam nad panem ową moc, wstrzymującą cię od wymiaru sprawiedliwości nikczemnikowi? Zrobisz pan więc dzisiaj, z czem wahałeś się, i nie uczyniłeś przed tygodniem?
— Nie wiedziałem wtedy jeszcze pani margrabino, o czem wiem obecnie.
— Dla nas panie Morlot, nie zmieniło się w niczem położenie.
Powinny by cię wstrzymać od działania przeciw Sostenowi, te same co dawniej pobudki.
— Powtarzam — wtrącił Morlot z cicha — że dla mnie położenie stało się zupełnie odmiennem.
— Cześć naszego nazwiska, musi być uratowaną! — wykrzyknęła z zapałem Matylda. — Ah! osądzisz pan może plan mój, jako nadto śmiały. Wysłuchaj mnie tylko uważnie. Aby zamiar wykonać i wstrzymać mego brata nad brzegiem przepaści, otwartej pod jego stopami, liczyłam głównie na pana.
— Na mnie! — Morlot wlepił w Matyldę wzrok osłupiały.
— Na ciebie panie Morlot, który potrzebujesz tylko usta otworzyć, aby wtrącić nędznika do więzienia.
— Przebacz pani margrabino, alo nie rozumiem ani słowa!
— Tak ja panie Morlot, jak i mój mąż, znamy Sostena na wylot. Nie łudzimy się bynajmniej co do losu, który go