— Jak też wygląda?
— Znasz ją pani margrabino. Widziałaś ją kilka razy.
— Ja miałabym ją znać?
— Widywałaś ją pani w ogrodzie Tuilleryjskim, pod nazwiskiem Ludwiki.
Matylda znowu podskoczyła na fotelu.
— Ta blada, młoda kobieta, nazywana przez dzieci „figurą woskową?“ — wykrzyknęła. — Oh! głos krwi! głos krwi! Czy wiesz panie Morlot, gdzie ona znajduje się obecnie?
— Stąd nader blisko pani margrabino.... Przyjechała na kilka tygodni do Miéran z moją żoną.
— Rozumiem — rzekła z bolesnym uśmiechem. — Przybyła do Miéran, aby widywać swego syna i módz go odebrać w każdej chwili.
Morlot zamilkł.
— Trzeba więc koniecznie oddać matce dziecko — Matylda mówiła dalej, starając się zapanować nad okropnem rozdrażnieniem. — Nie możemy zatrzymywać dłużej chłopca.... byłoby to czemś potwornem.... nową zbrodnią z naszej strony. Udałaby się zresztą do sądu, a prawo zwróciłoby się przeciw mnie, z całą nieubłaganą surowością.... Ona jest matką.... ona jest matką!.... Cierpiała już i tak nadto długo biedna Gabryela. Powiedz jej prawdę panie Morlot, dziś.... jutro.... i dodaj, że oddamy jej syna.... przysięgam! Mąż mój wyjechał na dwa tygodnie. Wszak zostawisz mi pan tyle czasu, aby obmyśleć wszystko i przygotować się do spełnienia ciężkiej ofiary?
— Wszak powiedziałem z góry, że może pani margrabina wymówić sobie choćby i dwa miesiące do namysłu.
— O nie panie Morlot, nie będę zwłóczyć tak długo. Wystarczą mi dwa tygodnie, na zebranie sił, i zwyciężenie samej siebie. Skoro wróci margrabia, chłopczyka oddamy matce. Nie przeszkodzi to memu mężowi, czuwać dalej nad dzieckiem ukochanem; być choć zdała jego opiekunem, zapewniając mu świetną przyszłość. O sobie nie wspominam.... Oh! ja jestem zgubioną, bez ratunku!.... zniknę.... zamknę się
Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/608
Ta strona została przepisana.