Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/72

Ta strona została przepisana.

użyję cię, i do jakiej zaprzęgnę roboty? — Czy masz bodaj na śniadanie?
— Kieszenie moje cierpią na okropne suchoty. — Gargasse przy tych słowach zaczął takowe wywracać, z miną na poły komiczną.
Blaireau zmarszczył gniewnie czoło. Otworzył jednak szufladę w biurku, wyjął z niej pięciofrankówkę, i wcisnął wspaniałomyślnie w dłoń swego przyjaciela.
Ten obrócił naprzód monetę w palcach, nareszcie uznał za stosowne umieścić ją w kieszonce od kamizelki.
— Zawsze bodaj coś! — mruknął niechętnie.
— Jestem i ja chwilowo na sucho, z mojemi finansami — przemówił Blaireau. Uprzedzam cię o tem, żebyś na mnie wcale nie liczył.
— Skoro mnie z góry ostrzegasz mój stary, postaram się nie nudzić cię i nie nachodzić zbyt często. Na szczęście zostaje mi w odwodzie Małgorzata.
Ah! tak Małgorzata, twoja szwaczka. twój polny kwiatuszek.
— Cicho Blaireau! O Małgorzacie nie wolno mówić źle.
— Ja też nie miałem bynajmniej tego zamiaru. Trzymasz się jej więc dotąd.
— Zawsze. Poróżnimy się czasem, porzucamy wzajemnie... i wreszcie godzimy się. Cóż chcesz stary? Nie możemy obejść się jedno bez drugiego. Bardzo poczciwa z niej dziewczyna, pełna odwagi i niesłychanie robocza... Bywają dni, w których zginąłbym z głodu, gdyby nie ona. Nie zarabia wiele, jest atoli oszczędną, i umie się tak urządzać, że jeszcze odkłada cokolwiek „na czarną godzinę“.
— Tak, tak, posiada ona złote serce — odrzekł Blaireau ironicznie.
— Ale, ale stary, o ile sądzę, zaniedbujesz niesłychanie pannę Solange?
— Solange! Czyś ją może spotkał temi dniami?
— Musiała się bardzo stęsknić za tobą, jeżeli odwiedziła wczoraj Małgorzatę, spodziewając się usłyszeć coś o tobie niewdzięczniku. Rzecz naturalna, że moja nie udzieliła jej za-