Nie taił się wcale Blaireau z radością, którą mu sprawiła tem wyznaniem.
— W warunkach żądanych? spytał.
— Ma się rozumieć. Inaczej nie powiedziałabym ci stanowczo:
— „Znalazłam!“
— Młoda dziewczyna?
— Biedactwo nie ma jeszcze lat ośmnastu.
— Uwiedziona i opuszczona?
— Rzecz naturalna!
— Czyś ją już widziała?
— Nieinaczej. Słodkie niebożątko i trwożliwe jak jagnię. Pomimo bladej twarzyczki, chudości i oczów zmęczonych łzami, bo musi często płakać, śliczniutka, ładniutka, do zjedzenia!
— To szczegół pożądany. Gdzież mieszka?
— W Batignolles, na samym końcu ulicy Clichy.
— W hotelu?
— Oh! taki to i hotel!... U pewnego szynkarza, który nad izbą szynkową wynajmuje tanie pokoiki. Dom... jeżeli godzi się nazwać tem mianem, budę ohydną... jest na prędce sklecony z desek; które narzucono cokolwiek gliną, i potynkowano z grubsza wapnem... Ta buda jest podzieloną na drobne mieszkania: ciupki nędzne, w których mieści się.... Właściwie nie wiem na prawdę, jaki rodzaj ludzi, może zamieszkiwać te nory, bez światła, powietrza i kominka, ze ścianami jak rzeszota, przez które nie tylko wiatr dmucha, ale i deszcz przecieka w najlepsze. Idzie się czemś, niby wązką uliczką, pomiędzy dwoma parkanami, zanim namaca się początek zupełnie ciemnych schodów. Tu zaraz nędza okropna bije w nos aż miło. Pomimowoli dreszcz wstrząsa od głowy aż do stóp. Najodważniejszego trwoga przejmuje do głębi duszy, i każdy cofa się, gotów uciekać.
....Weszłam jednak po owych schodach chwiejnych i trzeszczących za każdym krokiem, aż na drugie piętro, tam bowiem mieszka młoda dziewczyna. Ma norę nazywaną pompatycznie, przez właściciela: Ślicznym tapetowanym pokoi-
Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/78
Ta strona została przepisana.