Przed zwierciadłami płoną świece, blask bije z szerokich okien na ulicę, bramy stoją otworem; po ciszy następuje hałas; przedmieścia wychodzi ze swego odrętwienia; ze wszystkich stron słychać toczenie się pojazdów po bruku, salony, bogato przybrane, o złoconych sufitach, napełniają się mężczyznami i kobietami, łaknącemi przyjemności. Ciągłe przyjęcia, koncerty, bale, prawie zawsze święto. Gdy ludzie pracy spoczywają, inni się bawią.
Opowiemy zatem, co działo się, w ty dniu zimowym, we wspaniałym pałacu przy ulicy Babilońskiej, podczas gdy śnieg padał, gdy wiatr wył na dworze z wściekłością i gdy mgła gęsta rozpostarła swe skrzydła nad Paryżem.
W chwili, gdy wchodzimy do tego arystokratycznego pomieszkania, dwóch mężczyzn rozmawia po cichu w jednym z pokoi.
Przed kilku minutami opuścili oni sąsiedni pokój, w którym spoczywa chory. Chorym tym jest margrabia Edward de Coulange; ma on zaledwie trzydzieści pięć lat. Nazwisko de Coulange zalicza się do najstarszy i najświetniejszych we Francji.
Znajdujemy wzmiankę o jednym z jego przodków, który odznaczył się rycerską odwagą i był bohterem w czasie pierwszych krucjat.
Margrabia siedzi w szerokim fotelu. Chociaż fotel przysunięto do kominka, gdzie pali się dobry ogień, i mimo, że gorąca atmosfera pokoju jest ledwo do wytrzymania, owinięty on jest w długi szlafrok, podbity futrem. Nogi jego wsunięte w ciepłe pantofle. Ręce białe, długie, wyschnięte, trzyma skrzyżowane na piersi; głowa w tył odrzucona, opiera się na fotelu. Oczy ma zamknięte, jak gdyby zasypiał.
Pierś jego wznosi się z trudnością, a oddech ma krótki. Twarz bardzo blada i straszliwie chuda; kości na policzkach wystają, nos cienki, a oczy otoczone niebieskawą obwódką zapadły się głęboko; ust, i twarz cała, straciły wszelką barwę. To postać nieszczęśliwego, którego życie gaśnie powoli.
W tej chwili jednak margrabia jest bardzo spokojny,
Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/8
Ta strona została przepisana.