Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/88

Ta strona została przepisana.

— Oh! błagam pana — zawołała — nie przychodź więcej do magazynu.
— Byłoby okrucieństwem z pani strony wymagać odemnie czegoś podobnego — żywo odpowiedział. — Tam bowiem, mogę mieć jedynie szczęście, widzieć ją.
Gabryela nie znalazła na razie ani słowa odpowiedzi. Spuściła głowę. On wsunął delikatnie jej rączkę pod własna ramię i przyciągnął zlekka ku sobie. Nie potrafiła mu się oprzeć. Prawie nie wiedząc, co się z nią dzieje, zaczęła iść obok niego. W ten sposób przechadzali się dobrą godzinę po trotoarze.
Mówił sam wyłącznie, ale ona go słuchała. Była to zwykła mowa wszystkich uwodzicieli. Tłumaczył jej swoją miłość, szczerą, głęboką, którą wzbudziła w nim przy pierwszem spotkaniu. Nie kochał tak dotąd nigdy i nikogo. Ona posiadła całą jego duszę. Żadna inna nie zajęła jego myśli. A to wszystko wypowiadał głosem drżącym, z ogniem namiętnym, który przenikał na wskróś i Gabryelę.
Czuła się biedaczka oszołomioną, bezwładną, zahypnotyzowaną, niezdolną oprzeć się pokusie, przywołać na pornos rozsądne zastanowienie. Młody człowiek czuł jej drżenie; widział jak oddycha z trudnością i odgadł jej pomięszanie.
— Nic mi nie odpowiadasz? — spytał. — Dla czego? Nie potrafisz ukryć przedemną Gabryelo tego, co się dzieje w twojem sercu. Kochasz mnie jak ja ciebie. Czy będziesz w stanie temu zaprzeczyć?
Drgnęła i zaczęła trząść się jeszcze silniej. On nastawał na odpowiedź — szepnęła nareszcie:
— Tak... kocham cię nawzajem!
Pocałował ją w czoło.
Zdawało się jej, że płomień przeszedł przez jej ciało. Gabryela była zgubioną, bez ratunku!
Odprowadził ją aż do drzwi skromnego pokoiku, umawiając się na odchodnem, gdzie mają zejść się nazajutrz.
Przez trzy miesiące Gabryela żyła w ciągiem upojeniu; w blasku miłości, promieniejącej w jej duszy.