Oktaw Longuet... takie imię i nazwisko podał przynajmniej biednej, uwiedzionej dziewczynie... musiał coś posiadać; sądząc z tego, co wydawał, i z jego życia, nie zajętego żadną pracą. Gabryela jednak nie wiedziała wcale, jakie stanowisko zajmuje on w społeczeństwie. Nie miała nawet śmiałości spytać go o to, o czem nie wiedziała, czy mieszka stale w Paryżu.
Oktaw zresztą bardzo hojny, chciał ją obdarzyć strojami i klejnotami. Podziękowała mu za dobre chęci i nic nie przyjęła.
Radby był również, żeby porzuciła swój skromny pokoik. Chciał jej wynająć odpowiednie mieszkanko; umeblować takowe i przyjąć sługę. Odrzuciła i tę ofiarę.
Gabryela upadła, zdradzona przez serce; nie straciła jednak poczucia własnej godności. Przejęta tą myślą, uważała za sprofanowanie miłości, przyjmować od kochanka, choćby w formie podarunku, najmniejszą drobnostkę.
— Nie — odpowiadała stanowczo, za każdym razem, gdy chciał ją czemś obdarzyć. — Później... gdy zostanę twoją żoną.
Przyrzekł jej to bowiem uroczyście. Niewiniątko uwierzyło ślepo jego słowom. Któraż kobieta nie wierzy temu, kogo kocha!
Nadeszła niebawem gorzka chwila rozczarowania.
Dnia pewnego Gabryela oczekiwała nadaremnie Oktawa w miejscu umówionem.
— Zatrzymało go coś niespodziewanego — pomyślała. — Jutro napisze do mnie z pewnością.
Nie nadszedł wcale list oczekiwany. Dnia trzeciego była zaniepokojoną w wysokim stopniu.
— Boże mój! — powtarzała w duchu. — Cóż się z nim stało? Oh! musi być chyba chory, i to bardzo ciężko.
Potrafiła wysiłkiem nadludzkim zapanować jeszcze nad sobą przez dwa dni następne. Dłużej nie mogła pozostać w tak dręczącej niepewności. Pobiegła więc do hotelu, w którym mieszkał.
Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/89
Ta strona została przepisana.