I otom znowu znalazł się wśród was
I znowu w jarzmie. Dziś już nie dolega
Podyktowana dzikością okrutną
Chłosta, na którą tu skazano zbiega.
Mnie już nie boli nic, tylko mi smutno,
Że nic nie boli... W otępiałej duszy
Coraz posępniej jest i coraz głuszej.
Do jarzm nawykła nie pręży się szyja,
Jednako gnuśny dzień mi za dniem mija
I tylko czasem, kiedy uśnie żmija,
O zmierzchu, jakby poświatą księżyca,
Zwiewny mi obraz maluje tęsknica.
Zgiętego wiekiem już mię od mogiły
Wąziutka tylko odgranicza miedza,
Lecz nieraz jeszcze obraz Zajmy miłej,
Gdy w struny trącam, duszę mą nawiedza.
Taka jak była w pierwszym dniu spotkania
W marzeniu mi się zwiduje najczęściej.
Powabną twarz jej kruczy włos osłania,
A białych pereł sznur u kostek chrzęści.
Z śpiewem na ustach nademnie się skłania...
Wtedy mi serce balsamem opływa
Jakbym miał zasiąść do godów miłości
I zdaje mi się, że mię cień ten wzywa
Tam w cichy grób swój, w kraj wiecznej wolności..