Coraz szpetniej rdzą nas plami,
Żenie dusze w niecny targ —
Precz z błahymi dążeniami!
O drobiazgi, słów dźwięk — mniejsza
Na dziś dla nas najważniejsza
Z kun żelaznych wyrwać kark.
Kiedy przecknął z jeństwa mroku
Posiwiały w jarzmie dziad,
Pierwszy promień jego wzroku
Na tę gwiazdę tęsknie padł.
Za nią ojców naszych oczy
Szły uparcie skroś pomroczy,
Śród dziecięcych lat igraszki
Jej-to spływał ku nam wid —
Miałyżby dziś marne fraszki
Wolę naszą brać nam w łyka
A błędnego dym ognika
Ćmić zbawczego jutra świt?
Każdy z nas ciemiężycielom
Gwałtem niech odpłaci gwałt,
Niech się błyski ócz zestrzelą
W jeden piorunowy kształt,
Bark napięty i łopatki
Naprą tak na ściany klatki,
Że odpadnie ta zawora,
Co nas dzieli od swobody.
Wtedy, bracia, będzie pora
Radzić długo, marzyć błogo
Kędy, jak i którą drogą
Nam z wolnymi iść narody.