Za oponą mgieł ćma rzednie i mrok skrzy się, jakby zeń
Na przestwory miał wychynąć ciężko się rodzący dzień.
Pięknym w grozie swej szkarłatem nakrył się topieli gniew,
Wszędzie wokół, miasto wody, złoto wre i kipi krew.
Fal potwornie długie grzbiety, rozhuśtanej rząpi ruch,
Dżdże i wichry — wszystko tonie śród posoki krwawych juch,
Zaś dokoła bluzg i skowyt, jakby tłum rozżartych ciał
Miecz o miecz i pawęż w pawęż w straszny bój się wzajem szczwał.
A wtem milkną wściekłe rząpie, wichrów się ucisza wtór,
Złotosiejna tarcza słońca z rdzawych się wyłania chmur.
Niby sztandar, co śród bitwy płachtą stargał się na strzęp,
Świt zwycięski przez chmur ciżbę wolny zdobył dniowi wstęp.
Pierzcha mgieł posępnych tuman, dziki łoskot burzy ścichł —
Modre niebo, modre morze, złoty opar pośród nich...
Cóż to widzę? — Tam brzeg nowy! tam jutrzejszych słońce lat
Opromienia inny, świeży, burzą odrodzony świat.
Tam wysmukłej palmy zieleń, ustrojona w złoty płód,
Wielbi wdzięki swe odbite w modrej głębi cichych wód.
Uśmiechają się plennością kraj i kłos i winny krzew,
Z pilną pracą, wdzięczną sobie, łączy się wesoły śpiew.
Wszystkich ręce bez łańcucha, jasna pracujących twarz,
Bo ciemięzca im nieznany, ani batog, ani straż,
Bo nieznany im żołdaka zdziczałego krwawy miecz;
Ścieżką cnoty kroczą rzesze bez bramińskich rad i piecz,
Parias Kszatryi o swem przejściu nie uprzedza na pięć staj —
Tam są sobie wszyscy braćmi, tam wolności szczęsny kraj.
Mimo różną płeć i język zgodnie płynie życie ras,
Nicpoń złotem się nie chełpi, żebrak się nie kłania w pas,
Wszędzie schludny dom choć prosty, w nim dostatni, zacny byt.
A jeżeli pyszny pałac w niebo hardy dźwignął szczyt,
Strona:PL Čech - Pieśni niewolnika.djvu/84
Ta strona została skorygowana.