króla, trzeci doskonałego wymowcę, omawiali pana Kryskiego, jako tego, który też doskonałego dworzanina wymalować chciał, choć rozumiał, iż taki żaden być nie mógł, ale ktoby tego był najbliższy, ten aby był mian za najlepszego; jako gdy strzelcy z rusznic do tarczej strzelają, kiedy żaden w prawy pośrzodek, gdzie gwóźdź jest, nie trefi, kto najbliżej gwoździa ugodzi, ten najlepszy klenot bierze. I u zawodu kto nie może być pirwszym, wiele ma przed trzeciem, gdy wtórym przybieży. Po tym tedy krótkim poswarku, gdy pan Lubelski milczenie kazał, powiedział pan Lupa w te słowa: Panie Myszkowski, wielka to rzecz, którą na W. M. włożono: to ktemu, iż każdy, kto tu w tym kole, nadziewa się usłyszeć co osobnego, w czym aby się nie zawiódł, jest o czym starać się W. M.
Tu nie czekając, aby pan Myszkowski odpowiedział, rzekł tak pan Bojanowski: Mnie się to rzecz wielka nie zda, abowiem kto co umie, już na to sposobny jest i wie, kiedy i jako co czynić przystoi.
Na to pan Myszkowski tak odpowiedział: I tak, panie Bojanowski, zda się to W. M. małe brzemię, które jest na mię włożone: to jest pokazać, gdzie, kiedy i jakim kształtem dworzanin godności swej użyć ma.
Powiedział pan Bojaowski: Iście że się mnie rzecz to wielka nie widzi; owa na to wszytko dosyć tak powiedzieć, aby dworzaniu rozsądku a baczenia był dobrego, jako wczora pan Kryski powiedział, co kiedy będzie, jak tak dzierżę, iż bez inych regułek użyć będzie mógł godności swych dworzanin i na czas i dobrze, bo chcieć to wszytko zebrać, jako na nić, a subtylnie rzeczy zmacać, zda mi się, że to jest rzecz i trudna i podobno niepotrzebna; abowiem nie rozumiem, aby kto mógł być takim mózgowcem, żeby chciał na ten czas, gdy drudzy śpiewają, szermować, abo po ulicy chodząc tańcować po włosku, chociażby też to bardzo dobrze umiał, abo mając cieszyć smętną matkę, którejby syn umarł, popisowałby się na ten czas żarty a trefnością: iście że żaden baczny człowiek tego się błazeństwa nie dopuści.
Powiedział pan Myszkowski: Z grubym a ze znacznym błazeństwem wyjechałeś tu W. M. na plac, jakoby nie mógł jeden głupie począć sobie, mimo tę taką widomą prostotę: a za W. M. nie wiesz, iż obłędy nie są
Strona:PL Łukasz Górnicki - Dworzanin polski.djvu/080
Ta strona została przepisana.