Strona:PL Ściskała - Ostatni mnich w Orłowej.pdf/37

Ta strona została przepisana.
Nie wiem, nie wiem, co za przyczyna,
Że w tym moim lesie zwierzyny niema.

Natomiast rozległe knieje klasztorne, lasy dobrze utrzymywane, obfitowały w rozmaitą zwierzynę. Wiedział o tem książę i ze źle tajoną zazdrością spoglądał na bory i dobra klasztorne. Mnisi nie wiedzieli, co z niemi robić, mało z nich korzystali, a on, co miał taką żyłkę do polowania, co był myśliwym ciałem i duszą, on nie mógł nic zastrzelić. Owszem, często widział, jak na odgłos jego trąbki myśliwskiej zwierzyna z jego lasu, o ile tam była, cwałem zmykała do mnisich borów, jakby i sarny i jelenie wiedziały, że »pod pastorałem dobrze żyć«.
Razu pewnego wesołe towarzystwo młodego księcia zapędziło się w zapale myśliwskim na terytoryum klasztorne. Gdy gajowy postawił się ostro, zabraniając wstępu na ziemię klasztorną, ktoś z szlachetnych panów ciął go szpicrutą przez twarz tak mocno, że od ucha do ucha przeciął mu skórę na twarzy, a jedno oko wypłynęło. Gajowy skarżył się przed Opatem, Opat dochodził krzywdy poddanego swego na zamku we Frysztacie, Tam sobie jednak nikt nic o tym wypadku przypomnieć nie mógł. Wszelkie zabiegi okazały się daremne. Łzy, kalectwo gajowego, jego zniewaga zostały bez kary, bez pomsty.