Strona:PL Ściskała - Ostatni mnich w Orłowej.pdf/54

Ta strona została przepisana.

powanie. Za jedno nie było kupionych rzeczy gdzie zostawić, a po drugie nikogo pieniądze przy ogólnej biedzie nie swędziły. Zresztą pieniędzy było mało między ludem. To jeszcze mało słynęło, żeby ktoś za robotę pieniądzmi płacił. Panu albo klasztorowi obrabiało się pole z obowiązku, a innym, to robiło się »na wracanie«, t. zn. zebrało się n. p. dziesięć ludzi sąsiadów i kosiło lub młóciło najprzód jednemu, potem drugiemu po kolei. Najwięcej było pieniędzy w mieście, tam można było dostać je za zboże, które kupcy wysyłali w świat.
Słońce coraz bardziej dopiekało, bo coraz wyżej na niebie się podnosiło. Po słońcu poznawali ludzie, że zaniedługo rozpocznie się kazanie, a potem suma. Dzwony zwoływały coraz wyraźniej i głośniej wiernych.
Kiedy wreszcie zaczęto bić we wszystkie dzwony i sygnaturkę, już ostatni pątnicy wchodzili przez bramę na dziedziniec. Już słychać na podwórzu, gdzie miało być kazanie, pieśń: »Duszo moja, słuchaj Pana!« Podczas drugiej zwrotki otwierają się drzwi od zakrystyi i przez tłum przedziera się czcigodna postać Ojca Jana, opata orłowskiego. Wstępuje na schodki, wiodące na kazalnicę. Pątnicy z ciekawości wyciągają szyję, stają na palcach i pchają się w środek, chcą wiedzieć, kto też dzisiaj będzie przemawiał.