Strona:PL Ściskała - Ostatni mnich w Orłowej.pdf/64

Ta strona została przepisana.

»piekłem« z powodu dzikości i niesympatycznego wyglądu tego obszaru, całą gromadę ludzi, jakby pogrzeb, zdążający powoli w dół w kierunku kościoła w Cierlicku. Trumny niema, ale są nosze i coś na nich.
Tłukowie puszczają się z drogi przez pola na przełaj. Gna ich dziwna sita. Serce bije jak młotem, krew napływa do głowy. Coś złego się stało! Nikt nie śpiewa, tylko kobiety na głos płaczą, a mężczyźni, bladzi ze wyruszenia, zaciskają tylko pięści. Pierwszy przypada do ludzi, towarzyszących temu niememu pogrzebowi wieczornemu, Jędrys Tłuk. Przypada do noszy i z mocą zrywa z postaci niesionej na noszach jasną chustkę, którą postać była przykryta.
... To Widernowa Hanka! Jędrysowa młoducha!... Straszne, przeraźliwe, mrożące do szpiku: Jezus! Marya! wyrywa się Jędrysowi z piersi. Więcej nic. Stoi Jędrys na chwilę przerażająco blady, niemy z przerażenia i pada na zwłoki swej kochanej, jedynej. Ona nie żyje, serce nie bije. Ani usta te piękne, cudne, ani oczy te wierne, jakby załzawione, jak niebo modre, nie otwarły się, by przywitać Jędrysa. Blada, spokojna, zimna, ze szramą krwawą na czole z boku, ubranie powalane, postrzępione, na rękach sińce liczne. A Jędrys nie płacze, on