Strona:PL Ściskała - Ostatni mnich w Orłowej.pdf/81

Ta strona została przepisana.

— My wam damy zgodę! Klechy! Papieżnicy! Zabobonniki! Ogłupiają lud! Uciskają go!
Przy tem wszystkiem książę raz po raz przypijał do zakonników. Wyglądało to tak, jakby miał intencyę ich spić. Wrzawa, krzyki, swawola, żarty pod adresem zakonników, wybuchy śmiechu mnożyły się. Wszystko to utwierdzało mnichów w przekonaniu, że się święci coś niedobrego. Z nietajoną obawą obserwują otoczenie. W takich warunkach, w takiem środowisku nie może być mowy o układach. Oni chyba nie ku zgodzie się tu zeszli, nie ku zgodzie ich tu zaproszono. Więc poco to wszystko? I świta im w głowie myśl, ale tak okropna, tak straszna, że się jej zlękli sami. To pewnie żart tylko niesmaczny, albo może pułapka, paść na zakonników? Nie, to niemożliwe! To grzech posądzać! To szaleństwo! Nas broni papież i cały świat katolicki, król polski, cesarz rzymski, — musiałby książę zwaryować!
Myśl ta wraca jednak uporczywie, wraca znową siłą i grozą. Zachowanie się ludzi książęcych i całego otoczenia potwierdza te domysły.
Czyżby te obawy rano przy wyjeździe miały być uzasadnione? Miałyby się one sprawdzić? Ale cóż księciu na tem zależy?