Strona:PL Ściskała - Ostatni mnich w Orłowej.pdf/83

Ta strona została przepisana.

I pocieszali się biedni. Między sobą mało mogli rozmawiać, chyba półsłówkami. Ufali księciu, ufali w pomoc Bożą, mieli wiarę w słuszność swej sprawy. W oczekiwaniu dalszych wypadków polecają się Panu Bogu i szepcą: »Pod Twoją obronę«.
Wrzawa, zgiełk rośnie, potęguje się, a oni jakby odzyskali równowagę umysłów i spokój. Pożegnali się z myślą, że przeprowadzą układy. Chcieliby za każdą cenę wydostać się z tego środowiska, z pomiędzy pijanej zgrai.
Nagle dzieje się rzecz nieoczekiwana. Jak błyskawica świsnęło coś ponad głowami mnichów i grzmotnęło w okno. Trzask, brzęk prze — świdrował wszystkich. Momentalnie ucichło, by makiem zasiał. To jakiś chudopachołek książęcy, nietrzeźwy, co nie mógł się pohamować dłużej, cisnął z całej siły swym kubkiem cynowym w stronę zakonników. Wymierzył jednak źle, kubek roztrzaskał z hukiem okno i wyleciał na dwór.
Huk zelektryzował wszystkich i przeraził. Ale tylko na chwilkę. Jak gdyby trzask ten był hasłem jakiem, w tej samej chwili zerwali się wszyscy, wszczął się krzyk, wrzask, łomot, wycie nieludzkie:
— Hejże na nich! Śmierć im! Przędzej, prędzej! Dać ich tu!