Strona:PL Ściskała - Ostatni mnich w Orłowej.pdf/89

Ta strona została przepisana.

W klasztorze ruch. Ktoś tam z baszty krzyknął, że wysłani rano posłowie wracają. Wszyscy ciekawi, z jaką nowiną, jak układy wypadły, czy ugodę zawarto, Coprędzej spuszczają most, by konie po nim przez przykopę przejechać mogły.
Wszyscy czekają. Ale nie cieszą się. Nie. Jakiś niewytłumaczony instynkt pcha ich wszystkich raczej do ucieczki, niż do witania wracających Ojców.
Ale cóż to? To nie nasi! Ich więcej! Jeden za drugim wyjeżdża, cała gromada. To obcy! A tak pędzą, tak złowrogo się szykują! To coś nie w porządku — to źle! Wpatrują się w tych jeźdźców — serce każdemu bije, jakby młotem walił. Przyjaciele jadą, czy też wróg?
Wtem ktoś nagle zatrąbił na dziedzińcu na trwogę. To nieprzyjaciel. Rzucono się dźwignąć z powrotem most, by przeciąć drogę do klasztoru przez fosę i zamknąć bramę, ale już zapóźno. Na dziedzińcu już obcy jeźdźcy. To ludzie książęcy, książę sam. Na ich broni, na lancach jeszcze ślady krwi. Nie przyjaźń niosą, ale zniszczenie, podstęp, zdradę, śmierć.
Już pierwszy pada pod ciosami książęcej zgrai. Wszystko w klasztorze pierzcha, kryje się, ale nieprzyjaciel goni, bije, żga, przebija, co się nawinie, jedni jeszcze na koniach, dru-