skoordynowanych przez warunki zewnętrzne, lecz istotami mogącemi zmieniać miejsce, działać myśleć”, autor dowodzi, że człowiek, kojarząc swoje usiłowania z innemi, nie traci przez to swej autonomii. „Jeżeli zaprzęgam się z towarzyszami do wozu, ażeby go wprowadzić na pewne miejsce, to naturalnie nie będę ciągnął w tył, gdy inni ciągnąć będą naprzód. Zdrowy rozsądek wskazuje mi, że powinienem zastosować się do moich towarzyszów, ażeby możliwie najprędzej osiągnąć cel pożądany. Lecz w imię jakiej logiki można wnioskować, że ja zrzekłem się mojej swobody, gdyż nie usiłowałem sprzeciwać się dążeniem tych, którzy zmierzali do jednego ze mną celu?... Ażeby wyobrazić sobie społeczeństwo wolne, trzeba zetrzeć w swej myśli instytucye obecne, przedstawić sobie taki stan społeczny, w którym jednostki nie będą walczyły ze swymi sąsiadami o kawałek chleba i nie będą wypierały współzawodnika z jakiegoś miejsca, które im zajął... Wtedy dopiero wytworzymy sobie jasne pojęcie o stosunkach między osobnikami wyzwolonymi, gdy odrzucimy ładunek błędów, sofizmatów, przesądów, uprzedzeń, które dla tego tylko mają obieg, że są przyjmowane bez kontroli... Społeczeństwo, w którem każdy
Strona:PL Świętochowski - O prawach człowieka i obywatela. O prawach mniejszości.djvu/34
Ta strona została przepisana.